czwartek, 30 maja 2013

Rozdział dziewiąty; Krótka historia o Życiu, Losie i Przeznaczeniu.

Życie nie jest łatwe, a ten, kto tak uważa, musi być  naprawdę odważny. Idąc w parze z Losem, który rozdaje ludziom własne karty, tworzy niesamowicie skomplikowany duet. I wszystko zależy od ich humorów: jeśli mają dobre dni są łaskawi i hojni - pozwalają wtedy ludziom czerpać jak najwięcej przyjemności z sensu egzystencji. Ale nie trwa to długo i kiedy wracają do ponurych nastrojów, potrafią być naprawdę wredni, czasem wręcz bezlitośni. Chorą przyjemność sprawia im obserwacja istot, które z ogromnym trudem pokonują przeciwności dla nich przygotowane. Widząc osoby silne i zdeterminowane, podrzucają im pod nogi jeszcze więcej grubych kłód, które nie tak łatwo przepchnąć jest z drogi. Śmiejąc się chytrze, wystawiają ludzi na próbę, sprawdzając, jak długo wytrzymają walące się na ich głowy życie.
Wszystko ma jednak swoją słabość, a w przypadku historii Życia i Losu jest nią Przeznaczenie. Nieposkromione i wolne krzyżuje wszelkie złe intrygi tamtej dwójce, chroniąc, ale też niekiedy raniąc, nieświadomych niczego ludzi. Jest piękne w swoim uosobieniu i trosce o każde istnienie, chociaż nie zawsze działa na korzyść. Mimo wszystko bardzo się stara przy pisaniu scenariuszy i ukazywaniu każdemu z osobna jego własnej drogi. Przeznaczenie musi być także bardzo skupione i skrupulatne w tym, co robi. Oczywiście popełnia wiele pomyłek, które czasem odbiją się tylko cichym echem, niewiele szkodząc, ale zdarzają się także te większe błędy, których odwrócenie jest niemożliwe, a których konsekwencje są tragiczne w skutkach.
Przeznaczenie, niekiedy zbyt zmęczone ciągłą pracą, nie zastanawia się nad tym, co pisze i w karcie jednego człowieka potrafi wypisać setki przykrych sytuacji. Ale zaraz, chcąc się zrehabilitować, podarowuje pasma szczęścia i beztroski, aby jak najlepiej pomóc skrzywdzonej przez nie osobie.
Walka między tymi przeciwnościami - Życiem, Losem i Przeznaczeniem - często bywa nierówna, ponieważ wszystkie z nich są bardzo uparte i silne. Pragną postawić na swoim, bo wierzą w swoje racje. Kiedy Życie i Los postanawiają coś spocić, Przeznaczenie, jako to bardziej rozsądne, za wszelką cenę stara się im pokrzyżować plany, pisząc w swoim skoroszycie zupełnie inne zakończenie. Zazwyczaj musi się przy tym bardzo spieszyć, dlatego też słowa przez nie kreślone nieraz są niewyraźne i krzywe, co też nie działa na korzyść tym, których aktualnie chce się ochronić. Ale pamiętajmy, że mimo to ciągle bardzo się stara, nawet jeśli jego działania nie zawsze sprawiają nam radość.

Scorpiusowi ciągle rzucano kłody pod nogi - i nie wiadomo, czy było to zwykłą premedytacją czy tylko przyzwyczajeniem. Owszem, radził sobie z tym, raz szybciej, raz wolniej, ale też każda taka przeciwność pozostawiała szramę na jego sercu, która lekko podrażniona, zaczynała obficie krwawić.
Pierwszą taką chwilą była śmierć jego matki - co gorsza (albo tym lepiej), nie pamiętał na dzień dzisiejszy z tego okresu już niemal niczego, choć wydarzenie miało miejsce zaledwie kilka tygodni temu. Czarna dziura opanowywała jego umysł w momencie, kiedy tylko próbował sobie cokolwiek przypomnieć - twarz ojca, oczy Jareda, czy samego siebie i kilka późniejszych dni, które były dla niego koszmarem. 
Wiedział jednak, że bardzo wtedy cierpiał oraz jak bardzo był słaby. Gdy myślał o tym, towarzyszyło mu tylko uczucie nicości i kompletnej beznadziejności, którą dał radę pokonać i ruszyć przed siebie. Bo był silny. W głębi duszy istniał jako wojownik walczący o swoje życie, cele i pragnienia. Nie chciał dać się pokonać własnemu załamaniu, trwającemu zaledwie chwilę. Upadł, ale podniósł się. Sięgnął dna, ale wybił się na powierzchnię.
I jak już po tych wydarzeniach pewnie stanął na nogi, znów coś zachwiało jego równowagę. Sytuacja z Katherine ponownie rozdrapała ranę w jego sercu, która niedawno ledwo zakrzepła. Wiedział, że wszystko, co wspólnie robili, nie powinno mieć miejsca, ale był także świadomy, że uczucia człowieka są zarówno jego siłą, jak i słabością oraz że niekiedy trudno jest się im przeciwstawiać. Poprzysiągł sobie i przyjacielowi, że nic co dotyczy dziewczyny, nie zatoczy już koła… I skłamał. Ale naprawdę nie potrafił z tym walczyć - nawet jeśli ranił przy tym ważne dla siebie osoby.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Drefan także darzył dziewczynę ogromnym uczuciem. Ale ani to, ani złożona obietnica, nie powstrzymały Scorpiusa przed próbą zdobycia Katherine. Wiedział też doskonale, że wszystko, co robił, było niewłaściwe, ale jak zahipnotyzowany brnął w coś, co nigdy nie miało racji bytu.
I tutaj właśnie w swych zapiskach poplątało się Przeznaczenie.
Drefan kochał Katherine, Scorpius kochał Katherine, a Katherine… kochała ich obu. I także w żaden sposób nie mogła nad tym zapanować, szczególnie, że obydwoje bardzo się o nią starali. Nie myślcie, że była ona bez serca, bądź też wredną suką. Nie, wręcz przeciwnie. Jej serce było tak wielkie, pełne dobroci i uczucia, że przez długi czas nie była w stanie uświadomić sobie, którego z nich kocha bardziej. Aż w końcu pewnej nocy zrozumiała, że jej emocje są wręcz paradoksalne, ponieważ nie wyobrażała sobie życia zarówno bez Scorpiusa, jak i bez Drefana.
Czy już rozumiecie, dlaczego żadne z nich nie mogło być ze sobą szczęśliwe?

Teraz, chwiejąc się tak na własnych nogach, Scorpius przemierzał chłodne korytarze Hogwartu. Wydarzenia sprzed kilku dni powoli odchodziły w niepamięć, ale tylko do czasu, kiedy nie przywołał do głowy obrazu cierpienia w oczach dziewczyny oraz tej bezsilności, której tak bardzo nienawidził. Umiłował sobie ciszę. Polubił też samotność, co niegdyś było wręcz nie do pomyślenia, bo Scorpius nigdy nie stronił od dobrej zabawy i towarzystwa swoich przyjaciół. Najwidoczniej jednak potrzebował tego, świadomie skazując się na czasowe odosobnienie.
Musiał sobie wszystko poukładać, a do tego potrzebna mu była chwila wytchnienia, w której nikt nie prawiłby morałów ani nie dawałby cudownych rad. Poza tym, Drefan także odpowiadał mu dość zdawkowo i od kilku dni unikał jego towarzystwa, co Malfoyowi w żaden sposób nie pomagało.
Westchnął. Miał siedemnaście lat, a po prostu czuł się zmęczony. Odnosił wrażenie, jakby rzucono mu na plecy ogromny ciężar, którego w żaden sposób nie mógł zdjąć. Przygniatało go sumienie i odpowiedzialność za wszystkie czyny, nawet te nie swoje. Miał żal do siebie, że nie potrafił uchronić się przed wydarzeniami kilku ostatnich miesięcy. Ah, jak bardzo by chciał popaść w wieczne zapomnienie.
Zadrżał, kiedy chłodny powiew wiatru ukłuł jego nagą skórę. Chłopak nie zauważył nawet, jak przechodząc przez główne wyjście, znalazł się na dworze. Był już początek października, a pogoda stawała się typowo jesienna. Liście powoli zmieniały swoje barwy z soczystych zieleni na żółcie, brązy i czerwienie. Korony drzew, muśnięte jeszcze słońcem dawnego sierpnia, powoli z pomarańczowych stawały się brunatne i suche, jakby zasmucone zbliżającą się niebawem zimą. Trawa znacznie się przerzedziła, sprawiając, że ziemia w większości pokryta była tylko piaskiem i gliną. Nawet spoglądając na niebo, można było dostrzec zbierające zapasy ptaki czy zasnuwające słońce szare chmury.
Opuszczając rękawy bluzy i zarzucając na głowę kaptur, Scorpius powoli ruszył naprzód, kierując się w stronę ruin niewielkiej chatki Hagrida, gajowego, który tuż po Wielkiej Wojnie opuścił tereny Hogwartu w poszukiwaniu swoich krewnych. Wielokrotnie słyszał od ojca różne historie na jego temat, niektóre zabawne, a niektóre aż przerażające i zazdrościł, że nie dane było mu poznać tego wspaniałego człowieka. Tak się też momentami zastanawiał, że owo miejsce, za czasów, kiedy do szkoły uczęszczał jeszcze Draco Malfoy, było bardziej radosne i interesujące, nawet pomimo grozy rzucanej na świat przez Lorda Voldemorta.
Oczywiście Scorpius bardzo kochał Hogwart i dalej uważał go za niezwykły. Pamiętał pierwsze dni, kiedy z zachwytu nie mógł wieczorami zasypiać i wspólnie z Drefanem wymykał się na niedozwolone przechadzki po zimnych korytarzach. Najbardziej fascynowały ich obrazy, z którymi często rozmawiali. Między innymi dzięki temu szybko odkryli wejście do hogwarckiej kuchni, gdzie zawsze byli miło witani przez pracujące skrzaty.
Uśmiechnął się na to wspomnienie - tak samo zachowywał się teraz Jared, którego Scorpius codziennie obserwował. Starszy Malfoy dostrzegał w nim fascynację i niewysłowioną radość, która biła od niego jasną poświatą. Cieszył się, że jego młodszy braciszek radzi sobie ze wszelkimi złośliwościami - nie tymi od strony ludzi, bo nie było ich wcale, ale tymi od życia, które nie oszczędza nikogo.
Usiadł na dużym granicie, który teraz jako odłamek leżał kawałek dalej od rozpadającej się konstrukcji domu gajowego. Przymknął powieki, jednocześnie kierując twarz do zachodzącego słońca, by ciepłe promienie ogrzały jego blade policzki. Oddychając głęboko, wdychał zapach niecodziennych roślin i lekkiego wiatru, który muskał jego skórę. Potrzebował chwili takiego wytchnienia i przyjmował ją z niewymowną wdzięcznością.
Błogi spokój rozlał się po jego ciele. Napięte mięśnie uległy rozluźnieniu, a wszelkie myśli po prostu gdzieś odpłynęły. Czuł się cudownie. Jakby otoczony bańką szczęścia, nagle przestał się wszystkim przejmować. Nic go w tym momencie nie dotyczyło. Urzeczony wewnętrzną, miłą pustką oddał się temu uczuciu bez reszty. Miał wrażenie, że frunie. Jego palce dotykały aksamitnych chmur, a druga dłoń sięgała niebios.
Nie chciał uciekać z tego świata, który nagle okazał się dla niego zbawienny. Pragnął tkwić w tej nicości, dającej jego duszy tak potrzebny odpoczynek.
Kiedy jednak otworzył w końcu oczy, ujrzał na horyzoncie zniekształcone kształty. Widział je już wcześniej. Czarne plamy ze skrzydłami, które teraz, stojąc bliżej, rozpoznawał. Nigdy wcześniej nie znał takich istot. Zataczając kółka, były jednocześnie dumne, ale też smutne, z przygarbionymi karkami. Wydawały z siebie krótkie skrzeki i piski, pełne wielkiego bólu i cierpienia - takiego, jakiego nawet Scorpius sobie nie wyobrażał.
Zerwał się na równe nogi widząc, jak te nadprzyrodzone istoty wlatują w czerń Zakazanego Lasu. Zdziwiony własną reakcją nie oponował, kiedy jego nogi poniosły go biegiem przez granicę ciemnych drzew. Im głębiej zapuszczał się w to miejsce, tym bardziej było ono mroczniejsze i straszne, ale zdawał się tego w ogóle nie zauważać. Omijając krzaki i wystające korzenie, kierował się w stronę miejsca, gdzie wydawało mu się, że ujrzy skrzydlate stworzenia.
Kropelki potu ściekały mu po skroniach, ale szybkim ruchem dłoni starł je ze swojej skóry. Spazmatycznie oddychając, gnał tak szybko, jak jeszcze nigdy dotąd, pomimo tego że coś w głowie podpowiadało mu, że jest to zły pomysł. Im bliżej, tym bardziej świadom był niebezpieczeństwa, jakie może na niego czyhać w każdym zakamarku tego miejsca, ale nie przejmował się tym. Biegł dalej.
Aż nagle stanął jak wryty. Oniemiał z wrażenia, kiedy jego oczom ukazał się tak niesamowity widok.
Było ich multum. Czarne kościste konie, którym z łopatek wyrastały długie skrzydła, pokryte cieniutką błoną, miejscami podziurawioną. Nie miały grzyw. Ich chrapy były rozwarte, wypełnione zakrzepniętą krwią, która ściekała im także po chudych szyjach, zniszczonych nogach i bliznowatych pęcinach. Ruchy tych istot były powolne, wręcz wymuszone, a one same sprawiały wrażenie cierpiących i skrzywdzonych.
Ale i tak najgorsze były ich oczy - czarne jak smoła, nie sposób było rozróżnić tęczówki  od źrenic, u niektórych zaszyte były mleczną mgłą. W kącikach ich powiek i na niewielkich rzęsach zastygły rubinowe krople, iskrzące się w bladych promieniach chowającego się słońca. Wyrażały ogromny smutek, zmęczenie i gehennę. Scorpius nie potrafił sobie wyobrazić, cóż te istoty musiały przechodzić.
Urzeczony tym wspaniałym, a jednocześnie bolesnym widokiem ruszył w głąb niewielkiego stada ponurych stworzeń. Znów poczuł się błogo i wspaniale, choć z drugiej strony czuł rozpacz stworzeń. Obserwował z uwagą ich zachowanie - zarówno tych starszych, jak i małych, jeszcze radosnych, a one odwdzięczały mu się tym samym. Nie atakowały go, po prostu obserwowały z cichym spokojem, jakby w oczekiwaniu na kolejny ruch. On też nawet nie spostrzegł, kiedy przystanął, a dwójka małych źrebiąt żwawym kłusem podbiegła do niego, ocierając mu się o pas.
Niepewnie wyciągnął rękę, która nagle zastygła w bezruchu. Chciał ujrzeć zgodę w oczach tych zwierząt, zanim cokolwiek zrobi. Nie czekał na nią długo - maleństwo samo wetknęło pysk w jego drżące dłonie, wydając z siebie przy tym ciche westchnienie ulgi.
Skóra była delikatna i zimna - Scorpius miał wrażenie, jakby dotykał kostek lodu. Czuł między palcami wystające kości i żyły, w których pulsowała krew. Uniósł głowę do góry, aby spojrzeć na resztę, która teraz zbliżyła się do niego. Ostrożnie zrobił krok w przód, aby podejść także do innych, ale te, jakby wystraszone, wyprzedziły jego myśli, cofając się.
- Niesamowite.
Nie wiedział, czy nazwać to zachwytem, oczarowaniem, czy zwykłą ciekawością. W tym momencie wszystko inne przestało mieć znaczenie - liczyły się tylko te przedziwne stworzenia, które blondyn widział po raz pierwszy w życiu.
Okręcał się o trzysta sześćdziesiąt stopni w jednym miejscu, żeby nie spłoszyć ich niepotrzebnie. Z uwagą lustrował ich reakcje, wsłuchiwał się w świszczące oddechy i oglądał własne odbicie w ich bezdennych oczach.
- Powinieneś już iść, Scorpiusie Malfoyu. Zakazany Las o tej porze to nie jest dobre miejsce dla młodego czarodzieja.
Głos, który rozległ się w jego głowie, wbił się w jego mózg jak tysiące małych szpilek. Było to uczucie o tyle nieprzyjemne, że Scorpius lekko się zgiął, łapiąc się za głowę. Dopiero po chwili, kiedy ból odszedł, zdołał wyprostować swoje plecy - wtedy też stanął oko w oko z największym i najstraszniejszym w jego mniemaniu dzieckiem natury. Potężny skrzydlaty koń stał przed nim dumnie prężąc swoją szeroką, a jednocześnie zniszczoną szyję. Grzebał w miejscu kopytem i parskał głośno chrapami, aż powstałe strupy odpadały na boki. Malfoy cofnął się wystraszony. Nie widział żadnej drogi ucieczki.
- Czym wy jesteście? - spytał, ale jego głos wydał się niczym pośród odgłosów mrocznego lasu. Dygotał na całym ciele, nerwowo rozglądając się na boki. Po raz kolejny był bezradny.
- Nie obawiaj się nas, przyjacielu. Nie skrzywdzimy ciebie, dopóki ty nie zranisz nas. Jesteśmy martwymi wśród żywych, cieniami nocy za dnia. Pragniemy odkupienia za winy, których nigdy nie popełniliśmy. Dajemy szczęście innym własnym kosztem, stopniowo się rozpadając. Śmiech wśród żalu, uśmiech wśród łez, nadzieja wśród zwątpienia. Nie skrzywdzimy ciebie, dopóki ty nie zranisz nas.
Ale teraz już odejdź, zanim zło tutaj cie dzisiaj dopadnie, bo nie pomożemy ci. Coś, co jest martwe, nie może poświęcić się za żywego.
- Czy będę mógł tu jutro wrócić? - To pytanie wypowiedział prędzej, niż zdołał pomyśleć. Nagle tysiące myśli napadło jego głowę, a on poczuł, jak jego ciało oblewa gorączka i wielki chaos. Potrząsnął głową i potarł swoje ramiona, ponieważ przeszedł go nieprzyjemny dreszcz dziwnego podniecenia, ale też obawy.
- Idź już.
Nawet nie spostrzegł, jak pędził tą samą drogą, którą przybył. Nie zastanawiał się też, skąd pamięta ją tak dobrze, skoro wcześniej biegł, nie zwracając uwagi na żadne detale. Czuł gdzieś za sobą obecność  nie tylko tych cudownych stworzeń, ale też innego zła, czyhającego gdzieś w mroku.
Błonia także pokonał w zastraszającym tempie. Zmęczenie było mu niestraszne, chociaż czuł jak trzęsą mu się nogi i ręce, a łydki dopadały pojedyncze skurcze. Niebo już dawno zasnuło się zmierzchem, a zamek już z daleka błyszczał oświetlony setką jasnych świec.
W budowli mijał zaskoczonych uczniów, którzy najwyraźniej kierowali się na kolację. Zapominając o głodzie, przeciskał się między nimi, na co reagowali cichymi przekleństwami bądź uwagami odnośnie braku kultury. Zupełnie to ignorując, skierował się w stronę lochów, a następnie przechodząc przez Pokój Wspólny, jak burza wpadł do swojego dormitorium.
- Drefan! - zawołał i dopiero poczuł stratę sił. Osunął się na podłogę zupełnie pozbawiony tchu, a przed oczami pojawiły mu się tysiące ciemnych plamek. Wychodzący w tym czasie z łazienki brunet o mało nie dostał zawału.
- O Merlinie! Scorpius! Co ci się, cholera jasna, stało?! - krzyknął wystraszony, w mig znajdując się przy blondynie. Złapał go mocno pod pachy i posadził na swoim łóżku. - Gdzież ty się, do cholery, podziewał?!
- Daj mi swoją książkę od Opieki nad Magicznymi Stworzeniami - wychrypiał cicho Malfoy, starając się łapać jak najwięcej oddechu. Było mu niedobrze, a do tego łapały go skurcze wszystkich mięśni. Drżał z wysiłku na całym ciele, ale nie to było teraz ważne. Zbyt zaskoczony, aby o coś spytać, Drefan sięgnął pod łóżko i wyciągnął gruby podręcznik pokryty cieniutką warstwą kurzu. Scorpius o mało nie wyrwał mu go z ręki.
Swoją drogą, Malfoy zawsze się zastanawiał, dlaczego jego przyjaciel postanowił wybrać jako kontynuację ten przedmiot, skoro nie był on brany pod uwagę w żadnym dobrym zawodzie - no chyba, że ktoś chciał zostać medykiem od spraw magicznych zwierząt, ale taką osobą na pewno nie był Drefan. Scorpius przypuszczał, że była to sprawa pięknej i młodej pani profesor, która choć nieumiejętnie prowadziła zajęcia, to nadrabiała swoim urokiem.
Wręcz nachalnie zaczął kartkować grube tomisko w poszukiwaniu informacji. Kartkował strony niedokładnie, gniotąc rogi lub rwąc krawędzie. Kiedy już chciał zrezygnować i wyrwać się do biblioteki, jego wzrok przyciągnął rysunek, który ujrzał prawie na ostatniej stronie. Drefan spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale Scorpius nie miał czasu na wyjaśnienia. Szybko zaczął lustrować spisany kursywą tekst.

Testrale są jak śmierć. Ponure i tajemnicze kryją się w ciemnych zakamarkach dawno opuszczonych miejsc. Jak cienie śledzą każdy nasz ruch, skupiając się przy tym wyłącznie na momentach, w których jesteśmy naprawdę szczęśliwi, bowiem własnego cierpienia mają aż zanadto. Nie chcą się krzywdzić, a jednak taka jest ich natura - działanie wbrew sobie. Płacząc rubinowymi łzami żałują za swoje grzechy. Przeklinają każdy następny dzień, nie chcąc w nim uczestniczyć. Boją się.
 Czasem wychodzą w blask jaśniejącego słońca. Czujemy wtedy lekki powiew wiatru na swoich karkach, nie zdając sobie sprawy, że to właśnie one w danym momencie starają się odkupić swe winy, pozbawiając nas najboleśniejszych wspomnień. My czujemy się szczęśliwsi - one się rozpadają. Znów płaczą.
Pąsowe, gęste łzy nigdy nie mają końca. Nim dotkną ziemi, krzepną na pęcinach karego stworzenia, tworząc najstraszniejsze bruzdy, jakich nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Dla wielu z nas w takich momentach już są martwe. Może wtedy i my wraz z nimi powinniśmy umrzeć?

Przeczytał tekst kilkakrotnie i dopiero po chwili podniósł wzrok na swojego przyjaciela, który z konsternacją przyglądał się poczynaniom blondyna. Patrzył mu w oczy, jednocześnie przyswajając przeczytane fakty. Dopiero po kilku minutach podniósł książkę na wysokość źrenic Zabiniego, mocnym gestem wskazując staranną kaligrafię i wizerunek stworzenia.
- Widziałem go dzisiaj, Drefan - wyszeptał cicho, walcząc jednocześnie z zwrotami głowy. To, co ujrzał na twarzy kumpla, wcale mu się nie spodobało - zrobiła się ona blada, a czekoladowe oczy wypełniły się strachem i niedowierzaniem. - Co się stało?
Zabini chwiejnie wstał z łóżka i skierował się do małej szafki, z której wyciągnął zamkniętą whiskey. Trzęsącymi się dłońmi otworzył butelkę i przechylając ją do ust, wziął kilka mocnych łyków.
- Nie mogłeś go widzieć, Scorpius - wyszeptał ochryple Drefan, osuwając się plecami po szafie.
- Dlaczego?
Brunet westchnął boleśnie.

- Nie mogłeś, ponieważ testrale ujrzą tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć.
                                                                       ~*~

            Ten miesiąc był po prostu straszny - co gorsza następny nie wydaje się być wcale lepszy. Mam tyle spraw na głowie, że wieczorem to ja marzę o łóżku i śnie! Wszystko na raz - prawo jazdy, bieżąca nauka, praca w weekend, pomoc w organizacji wymian międzynarodowych, spędzanie czasu z końmi. Mam nadzieję, że czerwiec szybko zleci, bo ja już nie mam siły.
Co do rozdziału - nie miał tak wyglądać, ale doszłam do wniosku, że smęcenie stało się nudne, dlatego powoli wprowadzam kluczową akcję. Może za wcześnie, może nie. Nie wiem. Wiem tylko, że to opowiadanie na pewno nie będzie miało pięćdziesięciu rozdziałów, więc nie ma co się rozwodzić nad nieistotnymi pierdołami :) Tak poza tym, poznaje ktoś tekst z podręcznika napisany już pod koniec rozdziału? Tak mi się tu idealnie wpasował :)
           Za zaległości u Was zabieram się od zaraz. Ze wszystkim chce się wyrobić do końca weekendu, ponieważ od poniedziałku znów zaczyna się maraton z nauką.
            A co do dziesiątego rozdziału - myślę, że pojawi się od dopiero pod koniec czerwca, wcześniej nie dam rady. Idę po drodze jeszcze do szpitala na serię badań, więc ciężko będzie mi znaleźć odpowiednio dużo czasu, aby cokolwiek napisać.
            Niemniej jednak pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i do napisania! :))))))))))))))))

13 komentarzy:

  1. Hej ^^.
    Cieszę się, że opublikowałaś już nowy rozdział, dawno nic tutaj nie było. Naprawdę nie zazdroszczę ci nawału zajęć w ostatnim czasie i coraz bardziej zaczynam doceniać fakt, że mam wakacje i najbliższych kilka miesięcy spędzę na obijaniu się.
    Co do formatowania, ja sobie akapity, wielkość czcionki i inne takie ustawiam w wordzie i podmieniam tekst w bloggerze na ten odpowiednio sformatowany i zbetowany dopiero przed samą publikacją, i jak edytuję post, choćbym miała dopisywać nawet najbłahszy przecinek, muszę od nowa z worda wklejać, bo inaczej też mi rozwala formatowanie i robi wieeelkie odstępy. A nie lubię takich absurdalnych odstępów, bo wtedy z tekstu na 10 stron robi się ich z 15 i nieładnie to wygląda. Ech.

    Co do rozdziału, podobał mi się ^^. Fajny był ten pierwszy akapit, taki refleksyjny. Podobały mi się re przemyślenia na temat przeznaczenia i tak dalej, to w sumie takie dość życiowe. I dużo opisów <3.
    Tak, myślę, że do Scorpiusa to pasuje. Zdecydowanie nie ma łatwo, los rzuca mu kłody pod nogi, na przykład w przypadku utraty matki, co musiało nim dogłębnie poruszyć. Choć stara się sobie jakoś radzić, to jednak ta wewnętrzna równowaga jest krucha i niepewna, mam takie wrażenie. Myślę też, że wątek z Katherine może odegrać tu pewną rolę, zwłaszcza, że jest ona rozdarta między dwoma chłopakami. Nawiasem mówiąc, ta sytuacja kojarzy mi się z nielubianymi przeze mnie Pamiętnikami Wampirów. Szczerze nie znoszę tej książki/serialu i mam nadzieję, że u ciebie nie wyjdzie tak kiczowato ^^.
    Hogwart bez Hagrida? W sumie tak smutno i dziwnie czytać o jego opuszczonej chacie. W końcu zawsze tam był (i nawet w kanonie też chyba w epilogu jest wzmianka, że Hargid jest w Hogwarcie ^^).
    I wątek testrali... Nie kojarzę tego fragmentu podręcznika, i w ogóle widzę, że twoje wyobrażenie testrali nieco się różni od kanonicznego. No ale, zastanawia mnie, czemu Scorpius tak nagle je zobaczył i czy będą one w jakiś sposób powiązane z wątkiem głównym opowiadania, a po twojej mowie odautorskiej mam wrażenie, że tak.
    Opisy jak zwykle były świetne i ogólnie wrażenia dobre ^^. Sorry za chaos w komentarzu ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle pierwsza i niezawodna Ginger :) Mogłam się domyślić!

      Od razu cie uspokoję - pisząc wątek Katherine, Scorpiusa i Drefana nawet przez myśl mi nie przeszedł wątek z Pamiętników Wampirów, pomimo tego, że namiętnie je oglądam. W zasadzie to pomysł w mojej głowie był już od dawna, z racji tego, że pisząc to czerpałam z moich osobistych przeżyć :))

      Tak. Hogwart bez Hagrida. Początkowo przyznaję, miałam mały dylemat, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie może go już tutaj być z bardzo prostej przyczyny - Hagrid nie może żyć przecież wiecznie. Pomyślmy - był w Hogwarcie już za czasów, kiedy Tom Riddle otwierał komnatę, więc krótko ujmując, nie jest nieśmiertelny :) Na każdego przychodzi czas.

      Wątek testrali jest bardzo ważny zarówno dla opowiadania, jak i dla mnie, bo kocham te stworzenia. Będzie on jedną z najważniejszych i z pewnością nieoderwanych części opowiadania, bo jak zauważyłaś, Scorpius je widzi, a przecież one nie są dostrzegalne dla zwykłego oka.
      Co do tego tekstu w tomie - jest to prolog mojego opowiadania, który idealnie mi się tutaj wpasował :))

      Usuń
    2. To dobrze, bo ja naprawdę bardzo nie lubię Pamiętników Wampirów, szczególnie cukierkowej, mdłej Eleny. To jeszcze gorsza bohaterka niż Bella ze Zmierzchu moim zdaniem. Przynajmniej w książce, bo serialu to widziałam może z kilka odcinków i potem zaprzestałam oglądania.
      No w sumie mnie też momentami dziwiło, że w epilogu, dziejącym się bodajże w 2017 roku czy coś koło tego Hargid wciąż jest w Hogwarcie, ale założyłam, że może jako półolbrzym żyje dłużej. A skoro urodził się z tego co kojarzę tak około 1930 roku, to nie był tak stary jak Dumbel, który według moich obliczeń miał około 115 czy 116 lat w szóstej części (kojarzę jakiś artykuł, w którym pisano, że urodził się w 1882, coś tak czytałam kiedyś).
      Może faktycznie prolog ;P. Czytałam go już tak dawno temu, jeszcze na początku jak znalazłam to opowiadanie, więc już nie pamiętam tak dokładnie. Muszę sobie go chyba przypomnieć.

      Usuń
    3. W sumie fakt, (pół)olbrzymy mogą żyć dłuuuuuugo, ale nie pasowało mi to tutaj, jeżeli chodzi o Hagrida, który za czasów młodego pokolenia byłby siwy, pomarszczony i bez tej werwy. Ja go pamiętam wesołego, trochę fajtłapowatego z kruczoczarnymi lokami i brodą i niech tak zostanie:).
      Książka Pamiętników? Daj spokój, totalne dno. Jest to chyba jedyny przypadek, w którym ekranizacja jest lepsza od wersji papierowej. Z resztą, ja tam w tym serialu pochłaniam Damona - mniammniammniam. I tylko dla niego nadal to oglądam :D

      Usuń
  2. Oj tak, znam ten ból, kiedy trzeba porzucić blogosferę dla dobra "codzienności", ostatnio sama zrobiłam sobie przerwę, przez co narobiłam sobie tyle zaległości, że hej!
    Czyli u Ciebie też blogspot zaczyna się buntować? Zawsze kiedy próbuję wyjustować tekst w wordzie po publikacji wygląda on tak, jakbym nigdy się za to nie zabierała.
    To opowiadanie zaczyna mi się coraz bardziej podobać ^^ Ciekawi mnie wątek z Testralami, uwielbiam wszelkie motywy z magicznymi stworzeniami w roli głównej, wygląda na to, że bardzo dobrze przemyślałaś jego rozwinięcie, dzięki czemu opowiadaniu nie brakuje tajemniczości. Zastanawiam się, dlaczego Scorpiusowi udało się je zobaczyć, skoro mogą je ujrzeć tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć, A może Testrale to tylko zwiastun tego, co ma przytrafić się młodemu Malfoyowi w niedalekiej przyszłości? Chodzi mi głównie o ten cytat "Ale teraz już odejdź, zanim zło tutaj cie dzisiaj dopadnie, bo nie pomożemy ci. Coś, co jest martwe, nie może poświęcić się za żywego..." Podobał mi się również fragment książki, był bardzo poruszający i po prostu zmusza człowieka do refleksji.
    No, mnie też się wydaje, że Hogwart za czasów Harry'ego był interesującym miejscem, ponieważ zawsze coś się wtedy działo. Albo turniej trójmagiczny, albo Komnata Tajemnic, albo pamiętne bitwy o zamek, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto nie docenia tego, co ma, nawet do tego stopnia, iż chciałby uczestniczyć w tamtych wydarzeniach.
    Scorpius zdecydowanie nie ma łatwego życia. Najpierw musiał zmagać się ze śmiercią matki, choć ta, niewątpliwie podbudowała jego charakter, że dzięki niej stał się silniejszy i w ogóle.
    Ciekawi mnie, jaki będzie wybór Scorpiusa między Katherine, a Drefanem. Widać, że Malfoy kocha dziewczynę, jednak przyjaźń kuzyna jest dla niego ważniejsza i chłopak nie chce psuć tej więzi.
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, buntuje mi się i szlag mnie przez to trafia, bo w Wordzie mam wszystko elegancko, a jak przychodzi co do czego, to jest lipa. Kiedy wklejam poprawiony przez Beatrice rozdział, to wszystko nagle gra. Nie wiem, czy to kwestia mojego officea10, którego blogspot może nie ogarniać, czy może przeglądarki chrome. Eh.

      Bardzo się cieszę, że opowiadanie zaczyna Ci się podobać.Ja też kocham magiczne stworzenia i czytam wszystko, co ich dotyczy, dlatego testrale jak najbardziej są w moim opowiadaniu brane pod uwagę. Ba! One będą jednym z głównych wątków... No ale nic nie zdradzam!:P W każdym bądź razie na pewno się zirytuje, kiedy natrafię na bloga, w którym ich motyw będzie podobnie wykorzystany jak u mnie. Wydrapię ludziom wtedy oczy i zahakuje kompa! Ha! ( Oczywiście żartuje:))

      Co do Scorpiusa, owszem, nie ma łatwego życia, ale kto ma? Wszyscy mają problemy - mniejsze czy większe, ale i tak muszą z nimi sobie radzić - i mówię tu także o codziennym życiu.

      A co Katherine, Scorpiusa i Drefana - spokooooooooojnie:). Jeszcze przyjdzie na to czas.

      Usuń
  3. zacznę od tego, że chyba pytałaś mnie kiedyś o akapity. znalazłam ostatnio kod CSS .post {text-indent: 50px;} może Ci się przyda. tylko najpierw musiałabyś pousuwać te spacje i chyba dużo roboty z tym będzie...

    ale do rzeczy. Podobało mi się, a nawet bardzo. Długo kazałaś nam czekać na ten post, oj długo. Za karę powinien być kilkakrotnie dłuższy :) wiem, wiem, odezwała się ta, co pisze jeszcze krótsze notki.
    Jestem bardzo ciekawa, dlaczego Scorpius widział testrala ... przypadkiem przeczytałam w komentarzu wyżej, że może być to zwiastun czegoś, co dopiero nadejdzie, ale coś mi tu nie gra... może ten testral to animag? tak, niczego głupszego wymyślić nie mogłam :P

    jestem ciekawa jak potoczy się wątek miłosny Scorpiusa. Cóż, czekam na niego :p

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ja w terminach jestem niestała, bo wszystko zależy od mojego wolnego czasu, którego mam straszny deficyt. No i od weny, u mnie bardzo kapryśnej :)). Ale i tak przyznam nieskromnie, że daleko zabrnęłam z tym opowiadaniem i mam nadzieję, że dotrwam w nim do końca, bo zawsze każde brutalnie porzucałam gdzieś na szóstym, siódmym rozdziale (nie wspomnę, że te rozdziały miały wtedy MAX. 3 strony xD).

      Niczego co dotyczy testrali nie zdradzę!:P Wszystko w swoim czasie :)

      Usuń
  4. Nie miałam zielonego pojęcia, co to za tekst, dopóki go nie wygooglowałam i nie wyskoczył mi Twój blog z prologiem. Sprytne ;) Choć jak dla mnie ten tekst jest zbyt melancholijny i poetycki jak na podręcznik z opcm, gdzie - jak sądzę - znajdę raczej rzeczowe opisy, jak wyglądają, czym się żywią i gdzie mieszkają te stworzenia.

    Wątek Katherine-Scorpius-Drefan wprowadził sporo dramatyzmu (jakby do tej pory było go mało xD) do historii. Osobiście jestem nim niesamowicie zafascynowana, gdyż nieszczęśliwa miłość to właśnie to, co Bea lubi najbardziej. Love story z happy endem mnie nie interesuje.

    Z niecierpliwością czekam na główną akcję. W pamięci tłuką mi się jakieś tajne stowarzyszenia i anioły, a jako że jedno i drugie darzę miłością, jestem ogromnie tego ciekawa.

    Przesłałam Ci już poprawiony rozdział.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah! Ale jesteś! Teraz sobie pluję w brodę, że nie zrobiłam z tego podręcznika jakiejś bardziej poetyckiej książki :P

      Nie martw się, doczekasz się wątku miłosnego (nieszczęśliwego). Ja generalnie lubię i cudowne zakończenia, ale nie u siebie w opowiadaniu (bo w życiu to i owszem :DD).
      Dobrą masz pamięć,a droga Beatrice :) Ale powtórzę jeszcze raz - wszystko po kolei :)

      Usuń
  5. Jak dla mnie ten szablon jest odrobinę zbyt ponury i pustawy, a ponadto brakuje na nim jakichś postaci... Scorpiusa w domyśle. Albo nawet Kath. I ramka na post wjeżdża u mnie na sylwetkę testrala. Rozdział był taki dość specyficzny, filozoficzno-metafizyczny, początkowe refleksje są trochę przytłaczające. Nie sądziłam, że wprowadzisz trójkąt miłosny, jednakże zawirowania miłosne wśród przyjaciół mogą zdziałać na plus opowiadania. Muszę Cię za coś opierdzielić, a mianowicie to: "Nie myślcie, że była ona bez serca, bądź też wredną suką." Cytat kompletnie nie na miejscu, bo i nie zgrywa się z narracją, i narzuca czytelnikowi, że powinien sądzić tak, a nie inaczej. Raczej unikaj tego typu wstawek; skoro nie chcesz, aby źle postrzegano Katherine, zrób coś, żeby poprawić wizerunek bohaterki w oczach odbiorców, Twoje osobiste zdanie, wtrącone w rozdział na niewiele się zda tak naprawdę. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie moje rady do serducha ;P Natomiast dalsza część jest zachwycająca. Scorpius wśród testrali... opisałaś to przepięknie i prawdziwie mnie zainspirowałaś sceną w Zakazanym Lesie. Wreszcie doczekałam się tu tych stworzeń, na jakich niejako opierałaś historię młodego Malfoy'a, a chłopak sam przeżył to w sposób, który odbił się i na mnie. Bardzo dobra robota. Szczerze urzekająco, widać, iż wczułaś się w rolę i sama nie potrafiłaś się sama doczekać testrali. Końcówka zwiastuje wszystko, co najlepsze. Zastanawiam się, jak dalej poprowadzisz akcję, ale jestem nastawiona pozytywnie. Pozdrawiam i czekam na więcej ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki droga Shy ;) Brakowało mi twoich opinii. Co do szablonu u mnie wszystko jest okej, myślę, że to kwestia przeglądarki. Ponury mówisz? Ja tam lubię takie klimaty. Poza tym, nie chciałam zbytnio wymagać od Ginger, która się uczy i poznaje html, ale idzie jej to świetnie na razie. Z reszta, chciałam napisać z zapytaniem o szablon do Ciebie, ale bałam się, że poczujesz się przeze mnie wykorzystana..;(( ;D No i wiedziałam, że masz matury I pewnie niewiele czasu wolnego... Co do rozdziału... Wszelkie rady biorę do siebie, dziekuje za opinie i konstruktywna krytykę. Zdaję sobie sprawę, że akurat tamto zdanie wyszło kiepsko i miałam tą świadomość, kiedy tylko je napisałam. A co do testrali.. masz rację, wprost nie mogłam się ich doczekać i ogromną przyjemność sprawia mi pisanie o nich.... wczuwam się w to mocno i też uważam, że końcówka wyszła najlepiej. Dzięki Shy za twój komentarz. Również pozdrawiam!!;*;*;*

      Usuń
    2. Owszem, grafika nie jest brzydka, ale bardziej mi się podobała jako obraz niż szablon na blogu :) Testral mógł być umiejscowiony troszkę wyżej, chociażby w tle Hogwartu. Nie uważam się za guru pisarskie, ale czytając rozmaite poradniki (chociażby na internecie w formie artykułów) przestrzegano przed takimi wstawkami; nie warto pisać o jakiejś bohaterce, że jest piękna, a przedstawić ją w taki sposób, by czytelnik pomyślał "o matko, jakaż ona piękna". Więc to bardziej dzielenie się wiedzą i nakierowanie niż krytyka wyjęta z kosmosu. Cieszę się, że nie odebrałaś tego negatywnie! A szablon dla Ciebie z chęcią wykonam wkrótce.

      Usuń