Ich ciała, tak bardzo siebie
spragnione, nie pozostawiały między sobą nawet milimetra wolnej przestrzeni,
jakby w obawie, że znów mogłyby zostać rozdzielone. Każdy najprostszy dotyk
sprawiał, że przez każdą komórkę ciała przebiegał dreszcz podekscytowania i
niewypowiedzianej tęsknoty, która przez tak długi czas kłębiła się w ich
wnętrzach.
Gesty przepełnione były ogromnym
oczekiwaniem i intymnością, a także zniecierpliwieniem. Dłonie tak długo
powstrzymywane wytyczały chaotyczny bieg, błądząc po nagiej skórze ramion.
Urywane oddechy i gra spojrzeń. Usta złączone zlęknionym a jednocześnie
szczęśliwym pocałunkiem.
Scorpius przycisnął Katherine do
wilgotnej ściany, przez co przeszył ją dreszcz zimna. Ignorując chłód, ujęła twarz
chłopaka w obie dłonie, składając na jego czole nieśmiały pocałunek, a potem a
potem ukryła swoją w zagłębienie jego szyi.
- Wiesz, że to nie może się dziać -
powiedziała pozostając w tej samej pozycji. W tym momencie czuła się dobrze i
bezpiecznie w jego silnych ramionach, ale jednocześnie jej serce dręczone było
wieloma sprzecznościami, a przede wszystkim obawą o przyszłość.
Westchnął, ale dziewczyna czuła, że
przy tym lekko się uśmiechnął.
- A jednak się dzieje - mruknął,
muskając lekko jej włosy.
Podniosła głowę, patrząc wprost w
szare oczy Scorpiusa. Jej spojrzenie było przepełnione bólem, niezrozumieniem i
żalem, które to uderzyły w niego milionem małych igieł. Cofnął się trochę,
zaskoczony intensywnością tego uczucia, ale nie wypuścił Katherine z objęć.
Stali tak - sekundę, minutę, godzinę - czytając z siebie jak z otwartych ksiąg.
Scorpius był zdezorientowany, bo tak naprawdę wciąż nie wiedział jaki był powód
ich ciągłego oddalania się od siebie. Co gorsza, on sam był tego sprawcą.
Łudził się, tak samo z resztą jak ona, że uczucia, jakimi siebie wzajemnie
darzyli, już dawno wygasły. Myśleli, że nic już nie powróci, że jest to po
prostu przeszłość, o której trzeba zapomnieć i iść dalej. Rozpoczynając siódmy
rok nauki byli przekonani, że to już skończone, a on sam robił wszystko, aby
tego dowieść. Ignorancja wzięła górę. Ignorancja, czyli niewiedza o tym, co
przecież istniało. Co mogło być dobre, szczere i prawdziwe, a okazało się
jedynie cierpieniem i iluzją otaczającą prawdę.
Między nimi wznosił się mur, a oni
nie mogli go powstrzymać.
Katherine zupełnie niespodziewanie
wyszarpnęła się z jego ramion, być może zbyt gwałtownie, odsuwając się od
blondyna na bezpieczną odległość. Spuściła głowę, zaciskając dłonie w pięści.
Jej ciało drżało, ale nie od zimna.
- Więc tak to ma wyglądać? - spytał
Scorpius szeptem rozgoryczenia. Zabolała go reakcja dziewczyny, a jednak starał
się zachować zimną krew. To, że pochodził od Malfoyów, wcale nie przekreślało
jego zdolności kochania, współczucia i wrażliwości, a to, że w jego życiu tak
wiele złego się ostatnio wydarzyło, w żaden sposób teraz mu nie pomagało. - Co
to ma być? - dodał urażony. - Zabawa w kotka i myszkę, wodzenie za nos?
Powiedz.
- Sam do tego doprowadziłeś.
- Ja? A ty? Ty nie jesteś niczemu
winna?! - krzyknął, dając upust nagłej frustracji. - W co ty pogrywasz, Blake,
bo chyba powoli się gubię! - Odrzucenie. To właśnie czuł Scorpius, kiedy jego
słowa echem odbijały się od ścian lochów.
- Nie możemy znów popełnić tego
samego błędu - szepnęła.
- Uważasz to za błąd?
- Tak.
Nie. Wiedział, że kłamie, widział to
w jej postawie, w jej nieskazitelnej twarzy i zaszklonych oczach. A jednak
mówiła co innego, nawet jeśli gesty zupełnie temu przeczyły. Czy był dotknięty?
Nie. On, po raz kolejny w tak krótkim czasie, poczuł się osamotniony, a
doznanie to raniło głęboko niczym najostrzejszy sztylet, rozcinający każdy
mięsień, kość i komórkę.
Doskoczył do niej w ułamku sekundy,
płynnym gestem z powrotem przyciągając ją do siebie. Krzyknęła zaskoczona, a on
w tym czasie wpił się w jej usta z niewyjaśnioną zachłannością i strachem.
Przekazał jej swój cały ból, żal i odtrącenie, a ona jak gąbka chłonęła
wszystko, powoli staczając się w dół. Czując wzajemne ciepło przeciągali tę
krótką chwilę jak najdłużej mogli. Katherine pod wpływem impulsu wetknęła swoje
ręce w jego włosy, pozwalając by gładkie kosmyki łaskotały wnętrze jej dłoni.
On natomiast jeszcze mocniej przytulił ją do siebie, dotykając jej skóry, tak
delikatnej jak jedwab.
Otoczeni mrokiem wieczora całkowicie
oddali się chwili, aż w końcu Scorpius postanowił przerwać pocałunek, lekko
odrywając swoje wargi na odległość centymetra. Zacisnął piekące powieki,
widząc, jak słone łzy zdobią policzki dziewczyny, a potem ostatni raz gładząc
ją po policzku, odszedł, zostawiając ją w takim samym chaosie myśli, w jakim
sam się znajdował.
Dochodziła już pierwsza w nocy, a on
niezmiennie od kilku godzin siedział na swoim łóżku w tej samej pozycji. Oczy
już dawno zdążyły przyzwyczaić się do ciemności otaczającej jego sylwetkę, ale
on sam zdawał się tego kompletnie nie zauważać, wciąż skupiony na jednym,
martwym punkcie.
Jak mógł być tak głupi? Jak mógł
pozwolić sobie na taki błąd, na tak nieprzemyślany ruch? Przeklinał sam siebie
za nieodpowiedzialność i egoizm, które jeszcze przed ciszą nocną opowiedziały
się za jego czynami. Wiedział, że ta cała sytuacja nie powinna się wydarzyć, że
nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a jednak to zrobił. Wiedział o tym
teraz, ale także wtedy, całując Katherine. A mimo to poddał się uczuciu bez
reszty. I pomimo całej tej złości na siebie, na nią i resztę świata, nie
żałował. Wcale.
- Nie śpisz? - Nieprzytomny głos
Drefana wyrwał go z zadumy. Blondyn potrząsnął głową, aby odgonić od siebie
temat rozważań, a następnie skierował swój wzrok w stronę łóżka przyjaciela.
Widział zaledwie kontur mebli i czarne plamy, ale był świadomy, że tamten, choć
zaspany, uważnie mu się przygląda. Kto jak kto, ale Zabini doskonale go znał, i
gdy działo się źle, wyczuwał to jako pierwszy.
- Nie mogę zasnąć.
- Aha. A próbowałeś? – spytał Drefan
przytomniej, również podnosząc się do pozycji siedzącej. A przynajmniej tak
sądził Scorpius, wnioskując po dźwiękach, jakie wydawał materac. - Bo mnie się
wydaje, że siedzisz tak samo, jak o dziesiątej, kiedy to ja się kładłem. -
Mówiąc to, Zabini chwycił ze stojącej obok szafki swoją różdżkę (przewracając
przy tym kilkanaście niezidentyfikowanych rzeczy na niej stojących) i
wypowiedział ciche Lumos, oświetlając tym samym sylwetkę blondyna i
nietaktowanie rażąc go po przyzwyczajonych do mroku oczach. - No jasne. Nawet
butów nie zdjąłeś.
- Daj mi spokój - prychnął Scorpius,
rozpinając zamek bluzy i opadając ciężko na plecy.
- Stało się coś?
Czy się stało? Oczywiście, że się
stało, pomyślał. Wiele rzeczy się dzieje, a nad większością
nie masz kontroli. Jeśli jednak istnieją kwestię, nad którymi masz władzę, to i
tak z niej nie korzystasz i ulegasz pokusom. Nie powiem ci!, zapewnił
siebie w myślach. Nie powiem, bo okażę się słaby. Dałem słowo, że nigdy
tego nie powtórzę. Obiecywałem sobie, tobie i jej. Nie mogę ci powiedzieć, nie…
- Całowałem się z Blake.
Te słowa z jego ust wypłynęły tak
szybko, że sam dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę. W dormitorium na
powrót zrobiło się ciemno, gdyż różdżka dzierżona przez Drefana upadła na
podłogę z niewyobrażalnie głośnym trzaskiem. Ponad to w pomieszczeniu nagle
zapanowała nieprzyjemna cisza i duchota, że Scorpius słyszał głośne łomotanie
swojego serca. Raz, dwa, trzy… Na pięć dostanę po mordzie.
- Auu! Pojebało cię? - warknął
blondyn, zrywając się na proste nogi. Czuł pod językiem smak krwi, którą
natychmiast przełknął.
- Mnie nie - odparował Drefan. - Ale
ciebie najwidoczniej tak.
Dobra, Zabini miał racje i czy
Scorpius chciał czy nie, musiał mu ją przyznać. Pogięło go, a nawet jak ujął to
brunet pojebało, a jednak wciąż sam nie czuł się do końca winny. W zasadzie to
już nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Krążył dookoła całej sytuacji,
ciągle mając przed oczami wykrzywioną w bólu twarz dziewczyny, ale nie zbliżał
się do sedna. Ani na krok nie zbliżył się do głównej przyczyny dzisiejszego,
niewytłumaczalnie chorego, zachowania. Gubił się we własnych zeznaniach,
sporządzanych w swojej głowie. Obwiniał siebie na zmianę z Katherine, ale
nadal nie żałował.
- Obiecałeś, że tego więcej nie
zrobisz - westchnął chwilę potem Drefan, siadając obok niego na łóżku. Spuścił
trochę z tonu, ale nadal w jego głosie czuć było zawód i nutkę
zdenerwowania.
- Obietnice są dla słabych,
przyjacielu – odpowiedział Malfoy.
- Obietnice nie są dla słabych -
zaprzeczył brunet. - Obietnice są dla silnych.
Znacie to uczucie, kiedy po dobrej
imprezie wasze ciało poddaje się syndromowi dnia następnego,
potocznie nazywany kacem?
Charakteryzuje się on przede wszystkim suchością w gardle, pieczeniem w
przełyku, migreną, a co najgorsze, okropnymi mdłościami, które przechodzą
samoistnie, bądź trzeba im w tym jakoś dopomóc. Podobnie jest z kacem moralnym,
chociaż opisanie go jest dość trudne, ponieważ każdy z osobna przechodzi go w
inny sposób.
Scorpius, na przykład, budząc się
już za piętnaście, a konkretnie to za trzynaście siódma został przygnieciony do
poduszki przez obrazy, o których raczej wolał zapomnieć. Co gorsza,
przeskakiwały one pojedynczo, jeden po drugim, jak w starych mugolskich czasach,
gdzie wyświetlane w kolorach szarości na dużym płótnie, musiały być przesuwane
poprzez pracę ludzkich rąk. Widział wszystko - malinowe usta, strach, łzy,
rozgoryczenie, smutek. Czuł na sobie ciepły dotyk, chociaż w rzeczywistości nie
był przykryty nawet kołdrą. Czuł dreszcze i jedwab, których nie było.
Ale poza tymi fizycznymi doznaniami,
które teraz nie tak naprawdę nie istniały, odczuwał coś jeszcze. Była to
mieszanka konfuzji, euforii, złości i strachu, a że dopadły go one tak nagle po
przebudzeniu, tym bardziej nie wiedział, co było ich przyczyną.
I wtedy sobie przypomniał.
- Kurwa mać. - Tylko tyle zdołał z siebie
wykrztusić, podczas gdy w pośpiechu począł narzucać na siebie pierwsze lepsze
ubrania znajdujące się w zasięgu jego wzroku. Jak opętany wpadł do łazienki,
przemywając twarz strumieniem zimnej wody, jednocześnie myjąc zęby szczoteczką
bez grama pasty. Nie dbał o nic, musiał wszystko wyjaśnić.
Wypadł z pokoju niczym przeciąg, nie
fatygując się nawet, aby zamknąć za sobą drzwi. Od razu skierował swoje kroki
do dormitorium dziewcząt, dziękując przy tym Merlinowi, że w Slytherinie nie
obowiązywały jakieś zabezpieczenia płciowe broniące terenów żeńskich
(jakkolwiek to brzmi). Szedł szybko, ba!, on prawie biegł z tej desperacji,
która w przeciągu kilku minut zawładnęła jego ciałem, i kiedy już dotarł
do odpowiednich drzwi, opisanych trzema nazwiskami: Blake, Greengrass,
Flames, z całej siły, prawdopodobnie w ogóle nie zdając sobie z tego
sprawy, szarpnął za klamkę.
Zamknięte.
- Otwierać! - ryknął, odrobinę za
głośno, ale szczerze, to bardzo było mu teraz to obojętne. Ze
zniecierpliwieniem zaczął walić otwartą dłonią w drzwi, zupełnie nie dbając o
to, jak wielki raban podnosi, a kiedy usłyszał ciche szmery i narzekania
dochodzące z sypialni dziewcząt, jeszcze mocniej uderzył w framugę.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem
pełnym wyrzutu za złe traktowanie, a w przejściu stanęła Nicci, przecierając
zaspane oczy. Nie zdążyła nawet zamrugać, aby skojarzyć, co się dzieje, a
Scorpius już był na środku pokoju, kierując się w stronę blondwłosej piękności,
która teraz z niepokojem unosiła się na łokciach, przykryta po pas miękkim
kocem. Malfoy’owi nawet przez chwilę przeszła przez głowę myśl, że
dziewczyna wygląda uroczo, ale odrzucił ją zaraz od siebie, skupiając się na
tym, co w danej chwili było istotne.
Stając przed nią wyciągnął w jej
stronę dłoń, bynajmniej nie po to, aby pomóc jej wstać. Był to gest pełen
oskarżenia i wściekłości, pod którym Katherine mimowolnie się skuliła.
- Blake - warknął w jej stronę. -
Musimy porozmawiać. Teraz.
~*~
W
sumie to nigdy nie przypuszczałam, że dodam jakikolwiek rozdział w częściach, a
jednak to robię. Uważam, że ułatwi Wam to zrozumienie wielu kwestii teraz ( i
później), co jest ważne, ponieważ wchodzimy tutaj w trudny wątek. Aczkolwiek,
proszę pamiętać, że to nie jest główny temat opowiadania, bo nawet jeśli jakaś
miłość była/jest/będzie, to tak czy owak na całość mam inny zamysł i nie chce
zrobić z tego marnego love story, ale co z tego wyjdzie, to już zobaczymy w
trakcie.
Dziękuje
Ginger Grant, Beatrice i Shy, bo jako jedyne czytają i komentują. W zasadzie
zawsze każdemu powtarzam, że opowiadanie jest przede wszystkim dla autora, i
żeby nie martwić się niską statystyką i małą ilością komentarzy, ale teraz
przekonuję się, że ilość opinii ma jednak duże znaczenie. Ha! Odkryłam nawet,
że trochę robi mi się przykro, kiedy pod postem, który widnieje na głównej
zazwyczaj miesiąc, jest tylko dziewięć komentarzy (z czego połowa moich) i nic
więcej. Szkoda, ale nie poddam się. Powiedziałam sobie, że to opowiadanie będzie
pierwszym, które skończę, i nie ważne czy zrobię to tylko w Wordzie, czy także
na blogspocie, zrobię to.
No
dobrze. Kończę moje wywody.
Pozdrawiam serdecznie.
Witaj!
OdpowiedzUsuńJestem z bloga dziesiec-dni.blogspot.com.
Zaoferowałaś się, że mogłabyś być moją betą :) Ja osobiście przyjmuję Twoją propozycję. Pisz na gg - 40712234
Dziękuję i pozdrawiam!
O, nowość ^^. Dawno nic nie wrzucałaś, ale rozumiem. Wena to kapryśne stworzenie :(. Mi gdzieś uciekła wena na NM, pewnie się wystraszyła remontu na blogu. Ostatnio piszę głównie na Nowojorski Akcent, ten ff z akcją w NY <33333.
OdpowiedzUsuńJak zwykle było dużo opisów, bo bardzo cenię w twoim stylu pisania. To właśnie te opisy zwróciły moją uwagę, kiedy tu weszłam pierwszy raz i sprawiły, że wciągnęłam się w tą historię ^^.
Normalnie zazdroszczę ci opisy sceny pocałunku. Ja zawsze miałam z nimi duże problemy, bo po prostu nie potrafię się wczuć i wychodzą bardzo nienaturalne. No, ale tobie wyszło dobrze, szczególnie te opisy uczuć. Choć z początku to mnie bardzo zaskoczyło, kiedy tak ni z gruchy ni z pietruchy zaczęłaś rozdział od pocałunku, choć wcześniej nie było żadnych przesłanek ku temu. Ba, nawet nie wiedziałam, że Scorpius i Katherine mieli się ku sobie. Dlatego byłam zaskoczona, bo jednak lubię jak wszystko jest krok po kroku wyjaśnione, a tu tak nie było. No, ale to szczegół. Poza tym wyszło ok.
Ciekawe tylko, czemu Drefan tak zareagował. Znowu mam wrażenie, że mi coś umknęło, a przecież czytałam wszystkie rozdziały.
Nie mniej jednak... Mimo tego pocałunku, widać, że chłopaka nadal coś gnębi. Może właśnie dlatego to zrobił, bo chciał choć na chwilę zagłuszyć swoje smutki? Ewidentnie jest nieszczęśliwy, co też mi się podoba. Nie robisz go beztroskiego i szybko dochodzącego do siebie, a pozwalasz mu trwać w smutku i doznawać takich emocji. Utrata matki mocno na niego wpłynęła.
Troszkę mnie raziły wulgaryzmy (ach, zawsze się czepiam wulgarnych słów w fickach z akcją w Hogwarcie) oraz fakt, że chłopcy mogli wchodzić do dormitoriów dziewcząt, ostatnio też kogoś o to objechałam, tylko nie pamiętam, kogo. W każdym razie, uważam, że w każdym domu powinny być takie same zabezpieczenia i zdziwiło mnie, że chłopak ot tak sobie poszedł do koleżanek.
Skoro podzieliłaś ten rozdział, jestem ciekawa, co się dalej stanie i jak przebiegnie ich rozmowa ;). Wgl, będzie można liczyć w tym opowiadaniu na jakąś akcję i bardziej mocne sceny? W sensie, że na razie jest dość łagodnie i czasem brakuje mi jakiegoś obrzucania się zaklęciami i tak dalej ;P.
W sumie, rozumiem, że jest ci przykro. Mi też zawsze jest żal, kiedy mam mniej komentarzy, opinie są dla mnie bardzo ważne i bardzo pomagają w procesie tworzenia, ale tak to już jest, wyrażę się dosadnie, że bezinteresowność zginęła. Nie mniej jednak, życzę ci, żebyś ukończyła to opowiadanie.
Ginger! Jak zwykle pierwsza i niezawodna. Dzięki ;)
UsuńRozdział podzielony jest na dwie części celowo. Mało tego, specjalnie zaczęłam ten rozdział od tej strony, ponieważ druga część sporo wyjaśni. Często wszystko robię wspak, no ale zwyczajnie tak wolę.
Reakcja Drefana, relacja między Scorpiusem a Katherine - wszystko będzie powoli opisywane, bo wszystko już wcześniej się wydarzyło, no ale nic nie zdradzam :)))
I nie martw się, akcja będzie, będzie jej dużo, przyznam nieskromnie, że mam naprawdę fajny pomysł jak to rozegrać. W zasadzie to akcja i tajemnica to będą motywy przewodnie opowiadania, a miłostki pobocznie. Także nie martw się, nie trafisz tu na flaki z olejem. Ja po prostu zwyczajnie nie mam wyczucia co do początków, ale z drugiej strony to opowiadanie też nie będzie miało nie wiadomo jak wielkiej liczby rozdziałów... :)))
Dziękuję za opinie. :* Pozdrawiam!
A, to dobrze, bo się obawiałam, że coś mi umknęło, bo ta scena naprawdę mnie zaskoczyła ;). To pewnie przez to skrzywienie do szczegółowego opisywania wszystkiego krok po kroku, dlatego ciężko mi się było połapać ^^.
UsuńAkcja <333. Bardzo się cieszę, że planujesz akcję ;). I tak lubię twoje opowiadanie przez te cudne opisy, ale akcja dodatkowo mnie zachęca. Bardzo rzadko miałam okazję trafić na opowiadanie o młodym pokoleniu, które nie kręciłoby się tylko wokół miłostek. Jednak wolę inne wątki, miłostki bardziej w tle, one też są ważne, ale nie jako pierwszy plan. Dlatego tym bardziej się cieszę, że masz inne plany, to jest bardziej oryginalne, a ja lubię oryginalność ^^.
witam. Wpadłam na Twojego bloga bo zobaczyłam Twój komentarz na Black z Hogwartu, a że dopiero zaczynam moją przygodę z bloggosferą to szukam ciekawych ff do poczytania.
OdpowiedzUsuńZachęciła mnie informacja w kolumnie, że jest to opowiadanie o młodym pokoleniu. spotkałam się z wieloma tekstami o nich i ciekawi mnie jak Ty przedstawisz ich historię. Na razie zapowiada się bardzo zachęcająco.
urzekł mnie początek i scena pocałunku Scorpiusa i Katherine opisałaś to w subtelny i pełen miłości sposób. Zazdroszczę Ci, bo sama chyba bym nie potrafiła ubrać tego w tak odpowiednie słowa.
W ogóle Scorpius jest wspaniałą postacią. Widać, ze bardzo dokładnie go wykreowałaś i poświęciłaś mu dużo czasu. Współczuję mu. Jest młody, a tak wiele w życiu przeżył.
Ten rozdział wydawał się trochę wyrwany z całości, ale mam wrażenie, że jest to zabieg celowy i z czasem wytłumaczysz nam dokładnie np. sprawę Drefana :)
pozdrawiam, a jeśli masz ochotę to zapraszam również do mnie na http://czas-proby.blogspot.com/
Owszem, rozdział celowo ma być niezrozumiały, bo jak już wspomniałam Ginger, po to jest podzielony na dwie części - aby w jednej coś wyjaśnić :)
UsuńCieszę się, że podobają ci się rozdziały. Ja sama w zasadzie nie mam zbyt wielkiego obeznania z młodym pokoleniem, więc w sumie to lecę na żywioł.
Oczywiście zajrzę do ciebie, wiem, że początki są trudne. :)
Również pozdrawiam.
W sumie to mam mętlik w głowie po przeczytaniu tego posta. Nie spodziewałam się, że Scorpiusa i Katherine łączyło kiedyś jakieś uczucie, które najwyraźniej nie wygasło (w każdym razie ja bym tak brutalnie go nie odepchnęła). Ale dlaczego niby nie może się z nią całować? Jakaś trędowata jest, czy co? Również nie rozumiem reakcji Drefana. Co takiego ten młody Malfoy uczynił, że przyrzekł nie zbliżać się do panny Blake? Właściwie to lepsze rozterki sercowe niż ciągłe przygnębienie... Ale jakoś nie kupuję motywu, że chłopcy ze Slytherinu mogą odwiedzać pokoje dziewcząt. Hogwart to szkoła o mocnych zasadach i pewnie każdego obowiązują takie same, chyba że coś się zmieniło przez kilkanaście lat po bitwie. Lecę czytać następną część ;)
OdpowiedzUsuńBardzo namiętny, emocjonalny rozdział. Podobał mi się. Nie był tkliwy, nie doszukasz w nim wielkiego love story, miłości aż po grób. Było w nim wszystko, czego spodziewałam się po tej dwójce - namiętność, pragnienie, strach przed odtrąceniem, niezrozumienie samego siebie. Doskonała scena.
OdpowiedzUsuńReakcja Drefana przypomina mi czyjąś reakcję na podobną sytuację. I nie, nie rymuję specjalnie ;) W sumie, jestem ciekawa, czemu Zabini się tak zdenerwował. Czyżby sam czuł coś do Katherine i Scorpius obiecał mu, że się do niej nie zbliży? Nie wiem. Ale zaraz przeczytam następną część i się dowiem.
Pozdrawiam.