niedziela, 17 marca 2013

Rozdział siódmy; zmiana nastawienia?




Scorpiusie,
mnie także jest przykro, kiedy czytam takie wyssane z palca „fakty”, ale, pomimo moich dość oczywistych wpływów w ministerstwie, nie mogę nic poradzić na to, co wypisują gazety. Wiesz, Prorok Codzienny jeszcze za czasów, kiedy to ja chodziłem do szkoły, był dokładnie taki sam w swoim wyimaginowanym i marnym bełkocie, i namieszał w życiu niejednego człowieka.
Nie mogę Ci nic poradzić prócz tego, abyś po prostu zignorował te brednie i skupił się na nauce, a także rzeczach bardziej przyjemniejszych. Nie powinieneś się tak długo zadręczać tą całą sprawą. Mój synu, jesteś młody, całe życie przed Tobą. Podejmuj dobre decyzje i zacznij żyć. Taką radę jako ojciec mogę Ci dać. I myślę, że powinieneś posłuchać.

- Naprawdę można przestać się przejmować?
Słońce dopiero wschodziło. Dochodziła szósta nad ranem i pierwszy raz od bardzo dawna poranek nie przyszedł wraz z gęstą pierzyną ciemnych chmur. Niebo było zaróżowiałe, a pomarańczowa kula ognia budziła wszystkich do życia. Scorpius nie spał już od czwartej dręczony przez dziwne sny. Po krótkim czasie, który zdawał trwać wieczność, postanowił podnieść się ze swojego łóżka i, bezszelestnie narzucając na siebie pierwsze lepsze ubrania, wyślizgnął się z ciemnego pokoju.
Od pół godziny siedział na jednym z kamiennych głazów znajdujących się na błoniach, a jego bladą twarz smagały nieśmiałe podmuchy wiatru. Lekki szron pokrywał rozprzestrzeniający się przed nim krajobraz, sprawiając, że był on jeszcze piękniejszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Scorpius nie myślał o niczym. W zasadzie to tak wpatrywał się przed siebie, beznamiętnie lustrując piętra Zakazanego Lasu, sędziwą Bijącą Wierzbę, a także wschodzące słońce. I kiedy właśnie tkwił w takim momencie zawieszenia, tuż za sobą usłyszał znajomy skrzek, a zaraz ciężar jakiegoś ciała na swoim ramieniu i boleśnie wbijające się w skórę szpony.
- Liberum.
Ptak przyniósł odpowiedź jak zwykle zadziwiająco szybko. I teraz, kiedy Scorpius już ją przeczytał, zastanawiał się, czego tak naprawdę oczekiwał. Bo przecież gdzieś w głębi był świadomy tego, że Draco Malfoy, nawet jeśli wiedziałby cokolwiek, niczego by mu nie zdradził. Tym bardziej drogą listową podczas roku szkolnego.
Nie przejmować się? Czy można się nie przejmować i po prostu ruszyć dalej? Czy to nie byłoby w pewien sposób nie w porządku względem nieżyjącej matki? Można ot tak, po prostu, zacząć żyć jak wcześniej?
Nigdy o tym nie myślał. Nawet przez sekundę przez głowę mu nie przeszło wrócić do panującej rzeczywistości bez żadnych skrupułów. Jego zdaniem byłoby to nieposzanowanie pamięci o niej, pamięci o tym, że istniała, że żyła, że przez cały ten czas, kiedy oni wraz z Jaredem rośli i wciąż czegoś od niej oczekiwali, ona potrafiła całkowicie się poświęcić.
Ale czy ona nie chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi?, pomyślał. Chciałaby, oczywiście, że tak, ale Scorpius był zbyt rozżalony, aby to dostrzec. Tak bardzo zatracił się w swoim rozgoryczeniu, smutku i nieszczęściu, że zapomniał o tym, aby żyć dalej. Tkwił w zawieszeniu, zatrzymał się na rozdrożu, która teraz, nie ważne który kierunek by się obrało, prowadziłaby donikąd. Z drugiej strony, prawda była taka, że o wiele prościej tkwić mu w owym dziwnym punkcie z ciemnym murem przed sobą, niż ruszyć dalej. Lepiej było być głaskanym po głowie, pocieszanym, oczekującym współczucia, niż silnym, odważnym i świadomym, że życie daje w kość.
- Wiesz co, mój drogi przyjacielu? - zwrócił się do ptaka, który nadal tkwił przy nim. Jakby rozumiejąc, zwrócił swą głowę w jego stronę, słuchając. - Może oni mają rację? Być może faktycznie powinienem przestać użalać się nad sobą? A jeśli nie potrafię oswoić się z myślą, że moja matka nie żyje, to po prostu znajdę cel, do jakiego będę dążyć i który pochłonie mnie na tyle, że zapomnę o nieprzyjemnej reszcie. Jak myślisz, pomogłoby to?
Liberum zamrugał.
- Nieważne. Chodźmy już, zmarzłem trochę - mruknął, a wtedy na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Otrzepał jeansy i naciągnął bluzę, która odkryła jego gładkie plecy, a Liberum w tym samym czasie poderwał się do góry, wydając z siebie krótki, ale przyjemny dla ucha skrzek. Scorpius jeszcze raz obejrzał się za siebie i wtedy na łunie wschodzącego słońca dostrzegł czarne, skrzydlate cienie, najwyraźniej także budzące się do życia.
O dziwo, w wielkiej sali była już garstka uczniów z różnych domów, a także dwójka nauczycieli, wyglądająca nadwyraz rześko i świeżo. Scorpius zabrał ze stołu tylko dwa tosty, niedbale posmarował je dżemem, a potem odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę lochów, przeżuwając śniadanie. Minął po drodze kilku znajomych ze Slytherinu, kiwając niektórym na powitanie albo rzucając w ich stronę krótkie cześć.
Nie zdziwił się, wchodząc do swojego dormitorium, że Drefan nadal śpi. A w zasadzie tak przypuszczał, zważając na to, że zza szczelnie zaciągniętych kotar starego łóżka dało się słyszeć głośnie ni to oddychanie, ni to chrapanie. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, a następnie jak najciszej potrafił, zaczął grzebać w swoim kufrze w poszukiwaniu czystych ubrań.
Niestety, kiedy ktoś stara się zachowywać bezszelestnie, zazwyczaj działa to w drugą stronę i Scorpius, podnosząc się z klęczek, uderzył z całej siły w szafkę nocną, na której stał świecznik, który upadając z głośnym hukiem na obok stojącą ramkę, spowodował, że ta spadła z jeszcze większym trzaskiem na podłogę, rozbijając się na drobne kawałeczki.
- Cholera jasna!
- Nie śpię!
Obaj jednocześnie krzyknęli - Scorpius rozmasowując sobie bolące czoło, a Drefan wyplątując się z dziwnie zagmatwanej pościeli.
- Która godzina? - stęknął brunet, wychylając jedynie głowę zza ciężkiego materiału i przeciągle ziewając. Zamlaskał przy tym jeszcze dwa razy jak ktoś, kto przez tydzień nie pił, a potem podrapał się po głowie.
- Twoja ostatnia - sarknął blondyn, siadając na swoim łóżku i zerkając na wiszący na filarze zegar. - Siódma czterdzieści siedem. No nie wierzę, mam guza!
- I ty mnie o tej porze budzisz?! - jęknął z wyrzutem Drefan, opadając na wygniecione za nim poduszki. Jedną z nich przykrył sobie głowę i westchnął ostentacyjnie.
- Przecież nie spałeś - zauważył wrednie Malfoy, ściągając z siebie brudną już bluzę, skrywającą jego idealne ciało. Rzucił ją sobie pod nogi, a następnie, idąc śladem przyjaciela, wygodnie wyciągnął się na łóżku.
Chwilowo zapadła cisza. Scorpius nawet odnosił wrażenie, że Drefan zapadł w dalszy sen, który tak brutalnie został mu odebrany. Sam także przymknął na chwilę oczy, oddychając głęboko.

Widział przed sobą jasną polanę, tak czystą i nieskazitelną, jakby niemożliwą, wręcz fantastyczną. Powietrze było orzeźwiające, przepełnione aromatem bajecznych kwiatów i innych, nieodgadnionych woni. Gdzieś obok wesoło pluskał malutki potoczek, przy którym głośnio śpiewały kolorowe zimorodki. Słońce przyjemnie ogrzewało mu twarz, sprawiając, że ogarnęła go błogość.
Czuł się wspaniale i beztrosko, jakby w innym wymiarze, pozbawionym wszelkich smutków, problemów i żalów. Jego umysł i ciało wypełniała dobroć i spokój, a usta mimowolnie wykrzywiały się w szczerym uśmiechu.
Szedł powoli, okręcając się co chwila wokół własnej osi, zachwycony widokiem tak nierzeczywistym. Oglądał z uwagą każdy centymetr owej przestrzeni - nie mógł przestać patrzeć, bo cały krajobraz dawał mu szczęście.
Polana była doskonale okrągła, a kwiaty ją okalające, jakby idealnie rozsiane, tworząc przy tym kompozycję najpiękniejszych barw. Jeden z kolorowych ptaków zasiadł mu na ramieniu, ćwierkając wesoło, a nad nimi pojawiał się cień Liberum, szaleńczo latającego wokół.
W pewnym momencie wzrok Scorpiusa padł na stojącą przed nim postać. Pojawiła się znikąd, zupełnie nagle, bo był on wręcz przekonany, że wcześniej jej nie widział. Była to kobieta obrócona tyłem, gładząca swe nagie ramiona. Miała długie, gęste, niemal czarne włosy, na których spoczywał świeżo pleciony wianek z łąkowych kwiatów. Jej ciało okalała jedynie aksamitna, biała sukienka, natomiast sama jej skóra jakby iskrzyła się w blasku słońca.
Pchany niewyjaśnioną siłą, jakby nie mógł się zatrzymać, Scorpius podszedł w jej stronę. Nie czuł żadnego strachu ani rozdrażnienia. W zasadzie jego uczucia nie uległy żadnej zmianie - aura błogości otaczała całe jego ciało. Wyciągnął rękę, niepewnie musnął swoimi długimi palcami ramię kobiety, które w dotyku przypominało jedwab. Drgnęli obydwoje przy tym drobnym geście.
W końcu i ona wykonała jakiś ruch, a robiła to w sposób tak lekki i dostojny, że blondyn nagle poczuł się przy niej ociężały i pokraczny.
I nagle zaparło mu dech, powietrze utknęło gdzieś między płucami a przełykiem, w gardle zrobiło się sucho, a nogi niebezpiecznie zadrżały. Jasne powieki uległy konfrontacji z błyszczącymi, brązowymi oczami.
- Mama?

- Wstawaj, wstawaj mówię!!!
Okropny ryk (nie wołanie, ryk) wyrwał go z błogiej krainy snów. Otworzył szybko zaspane oczy, jednocześnie podnosząc się do pozycji siedzącej. W momencie kiedy to zrobił, na jego twarzy wylądowała szara bluza, ta sama, którą niedawno z siebie zrzucał. Było to o tyle nieprzyjemne, że Scorpius już całkiem powrócił do rzeczywistości.
- Co się tak wydzierasz?
Na jego brzuchu boleśnie wylądowała czarna torba z podręcznikami.
- Auć! Pogieło cię?! - warknął rozdrażniony, odrzucając przedmiot obok siebie.
- Zamknij się i ubieraj. Za pięć minut mamy transmutację! - krzyknął Drefan, schylając się po książki, które z tego całego pośpiechu dwa razy w ciągu niecałej minuty zdążyły mu już wypaść.
Policzki miał mocno zarumienione, włosy - jak zwykle - potargane, a wygnieciona koszula wystawała mu prawie z każdej strony, z przetartych jeansów. W zasadzie, jakby się tak zastanowić, to nie wiadomo, czy brunet chciał ją w nie wcisnąć, czy jednak pozostawić luźną. Ostatecznie jednak chyba po prostu nie wiedział, na co się zdecydować.
- CO?! Dlaczego mnie dopiero teraz budzisz! - wymamrotał Scorpius przerzucając sobie materiał bluzy przez głowę i jednocześnie jedną rękę wciskając w ciemną szatę Slytherinu. Mało tego, zdążył założyć nawet buty i właśnie  otwierał drzwi dormitorium, żeby znaleźć się na zewnątrz.
- Chodźmy już!
No i pobiegli.

Spoceni, zziajani i ciężko dyszący, obaj pobili swój rekord w docieraniu na lekcje i pojawili się pod salą transmutacji w momencie, kiedy profesor Sayfred zamykała drzwi. Nie spoglądając nawet na nią, prześlizgnęli się pod jej ramieniem do klasy, co ona podsumowała tylko pełnym wyrzutu prychnięciem. Zbyt zmęczeni, aby cokolwiek skomentować, opadli z wielką ulgą na swoje miejsca, resztkami sił wyjmując odpowiednie podręczniki. Kiedy już to zrobili, a nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność, przybili sobie piątki.
Lekcja mijała zadziwiająco spokojnie. Sayfred dyktowała i jednocześnie tłumaczyła formuły nowych zaklęć, z których sprawdzian praktyczny miał odbyć się za dwa tygodnie. Reszta uczniów także, trochę niezbyt zainteresowana owym tematem, mechanicznie zapisywała notatki w swoich notatnikach bądź na innych kawałkach pergaminów, ziewając przy tym jeden przez drugiego.
Scorpius i Drefan siłą woli starali się nie położyć na swojej ławce. Powieki opadały im same, niczym w odruchu bezwarunkowym, a oni za wszelką cenę starali się pozostawić oczy otwarte, tym bardziej, że nie chcieli dostać pouczającej, jak zawsze, reprymendy od nauczycielki transmutacji.

Chyba masz dzisiaj dobry humor, co?

Świstek papieru wylądował blondynowi przed oczami. Natychmiast przykrył go dłonią, a następnie dyskretnie rozejrzał się po klasie, szczególnie zawieszając wzrok na profesorce, i popatrzył na Drefana, który znacząco mu się przyglądał. Wzruszył ramionami.

Tak, chyba tak.

Pogadamy później, ma się rozumieć?

Scorpius przewrócił oczyma.

Chyba nie mam innego wyboru, co?

Odpowiedzią było tylko pokręcenie głową ze strony bruneta.
- Ekhem. - Znajomy głos dał znać o sobie w momencie, w którym Scorpius chował mały skrawek pergaminu do kieszeni swoich spodni. Amanda Sayfred stała nad ową dwójką z założonymi na piersi rękami i teatralnie tupała nogą. - Nie przeszkadzam przypadkiem panom? - spytała sarkastycznie, poprawiając swoje okulary. Minę miała jak zwykle niezadowoloną.
- Ależ skąd. Wszystko w porządku, proszę się nie martwić.
- Malfoy - Wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Daj mi to, co właśnie schowałeś.
On natomiast uśmiechnął się tylko przymilnie.
- Proszę wybaczyć, ale do pierwszej generacji praw człowieka należy między innymi tajemnica korespondencji, także nie dam pani tego, o co pani prosi. Po pierwsze dlatego, że nie chcę, bo jest to sprawa między mną, a moim przyjacielem, po drugie dlatego, że w żaden sposób nie przeszkodziliśmy w prowadzeniu lekcji, a tu - wskazał ręką na swój starannie zapisany notatnik - jest stuprocentowa notatka z dzisiejszego tematu, zawierająca każdy przecinek. Także proszę wybaczyć - ściszył trochę głos i pochylił się do przodu - ale irytacja jest nieuzasadniona i myślę, że można kontynuować lekcję, bo czas jest cenny, a owtm-y zbliżają się nieubłagalnie. - Na te słowa twarz nauczycielki poczerwieniała ze złości, a usta zostały ściągnięte w wąską linię.
- Szlag by cię! - warknęła cicho w jego stronę, prawie zgrzytając zębami.
Scropius udał, że zachłysnął się powietrzem.
- O przepraszam, ale ciału pedagogicznemu nie godzi się tak zwracać do ucznia! Jesteście przecież wzorcem!
- Doprawdy? - spytała. - W takim razie lekcja pierwsza, konsekwencja. Panie Malfoy, czy posiada pan wypracowanie, które zadałam kilka dni temu, a które miało zostać doniesione?
- Nie.
- Wspaniale. Minus dwadzieścia punktów odejmuję Slytherinowi za brak odpowiedzialności jednego z uczniów.

Po dobrym humorze czar prysł, została tylko niewidzialna nic, przypominająca, że rano jeszcze tlił on się gdzieś w umyśle Scorpiusa. Teraz dochodziła godzina siedemnasta i wraz z Drefanem siedzieli w pokoju wspólnym - ten pierwszy pisał to przeklęte wypracowanie na transmutację, natomiast drugi, z wyciągniętymi nogami, drzemał w najlepsze, co chwilę albo pochrapując, albo dziwnie drgając, jakby był rażony prądem.
Blondyn pomimo tego że odrabiał zadanie, myślami był zupełnie gdzieś indziej. Za wszelką cenę próbował przypomnieć sobie, co rano wprawiło go w tak dobre samopoczucie. List od ojca odsunął od siebie i spróbował skupić się na jeszcze jednej rzeczy, która usilnie ciągnęła się za nim przez cały dzień. Kilkakrotnie nawet próbował przeprowadzić retrospekcje tego, co też rano takiego robił, ale jedyne, co mu się przypominało, to krótki spacer po błoniach, powrót do dormitorium, a potem szaleńczy bieg na lekcję, ponieważ obydwoje z brunetem zaspali. I to właśnie podczas tego wyczerpującego wyścigu z czasem, między korytarzami Hogwartu, Scorpius miał wrażenie, że frunie, jego głowa była wolna od natrętnych wspomnień, a dusza zdawała mu się czysta, pozbawiona wszelkich trosk.
Jeszcze raz - co takiego się stało? Myśl, myśl!
- Wszystko w porządku? - Głos Drefana wyrwał go z zamyślenia. Kiwnął głową, wyciągając ręce ku górze. - Mieliśmy pogadać, pamiętasz?
- Pamiętam, pamiętam - mruknął blondyn, sięgając do przedniej kieszeni spodni. Wyciągnął z niej list, który dzisiaj rano dostarczył mu Liberum, a następnie dyskretnie podał go przyjacielowi.
Zabini z zaciekawieniem uniósł brwi.
- Co to takiego?
- Przeczytaj.
Drefan zagłębił się w lekturze i pomimo tego że tekst wcale nie był długi, czytał go dobre kilka minut, prawdopodobnie kilkakrotnie, co chwila marszcząc brwi. Kiedy już przyswoił sobie treść wiadomości, oddał ją właścicielowi odrobinę skonsternowany.
- Myślisz, że rzeczywiście nic nie wie? - spytał po chwili, kiedy wszelkie informacje zostały już przez niego przetrawione. Scorpius był jego najlepszym przyjacielem, dlatego do wszystkiego podchodził z wielkim dystansem, czasami uważając także za niego.
- Nie mam pojęcia. W sumie, prawda jest taka, że mój ojciec w wielu kwestiach potrafi nabrać wody w usta, szczególnie jeżeli chodzi o sprawy rodzinne albo bezpieczeństwo moje czy Jareda.
To prawda. Draco Malfoy, nauczony własnym doświadczeniem, chronił sekrety i członków swojej rodziny bardzo skrupulatnie i raczej ciężko było dowiedzieć się czegokolwiek od niego na owe tematy. Można nawet stwierdzić, że była to misja niemożliwa.
- A gdybym zapytał swojego ojca? Przecież są z Draco najlepszymi przyjaciółmi, na pewno musi coś wiedzieć.
- Co racja, to racja, ale nie widzę tego - powiedział z przekąsem, poprawiając się na kanapie. - Fakt, że Blaise mógłby nadużyć zaufania mojego taty wydaje mi się bardzo nieprawdopodobny. - Twój ojciec nie jest głupi, Dref. Wie, że kiedy ktoś raz straci zaufanie Malfoya, to nigdy go nie odzyska.
Westchnęli.
- No to ja już nie wiem - mruknął zrezygnowany brunet, mierzwiąc już i tak poplątane włosy. - A tak poza tym, to co się takiego wydarzyło, że masz dobry humor? Nie, żeby mnie to nie cieszyło, wręcz przeciwnie, ale jestem zdziwiony, bo od lata nie widziałem cie z takim samopoczuciem.
- Sam nie wiem. Wstałem dość wcześnie dzisiaj - z premedytacją pominął kwestię nocnych marów - i poszedłem na błonia. Przed wschodem jeszcze było. Chwilę tam posiedziałem i zjawił się Liberum z listem. Przeczytałem go parę razy i tak w sumie, to tak samo wyszło.
Nie chciał mu mówić, że dobre nastawienie było spowodowane wyrzutami sumienia, które narodziły się w nim po myślach na temat Astorii, która z pewnością chciałaby widzieć go, jako szczęśliwego młodego mężczyznę, który potrafi o siebie zadbać.
Nie, on nigdy nie był synkiem mamusi, nie w takim znaczeniu, jak to zazwyczaj bywa - mama gotuje, prasuje, i mówi mu co ma robić, z kim się spotykać, o której wracać. Astoria była raczej przyjaciółką, której mógł się zwierzyć, dostać dobrą radę i wskazówkę do dalszego postępowania. W przeciwieństwie do swojej siostry, Daphne, była raczej spokojna, rozsądna i przede wszystkim statyczna w swoich uczuciach, dlatego też przebywanie w jej towarzystwie równało się wielkiej przyjemności.
- Czegoś mi tu nie mówisz - zauważył Drefan, który znał Scorpiusa od maleńkości. Postanowił jednak nie drążyć tematu, bo wiedział, że z uporem blondyna raczej trudno walczyć, a także, że jeśli będzie chciał się zwierzyć, to zrobi to w odpowiednim czasie. - Ale w porządku. Cieszę się, że w końcu wracasz do żywych - dodał z uśmiechem, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu. - Brakowało  mi ciebie.

 
 ~*~

Jest siódemka. Co prawda taka przejściowa, może trochę nudna, bez szczególnej akcji, ale wszędzie takie rozdziały są potrzebne.
W zasadzie nie wiem,co mogę napisać. Oczywiście dziękuje jeszcze raz Shy za wspaniały szablon, no i idę czytać Wasze nowe rozdziały :)
Pozdrawiam serdecznie ;)

PS: Widzicie co się dzieje z tekstem? Rozjeżdża się. I jest tak za każdym razem. Nie wiem, co mam robić. Na marnym explorerze wszystko jest okej, a na firefoxie wszystko rozjechane! Nie mam pojęcia co z tym począć.

9 komentarzy:

  1. Cudny szablon, taki minimalistyczny ^^. Lubię minimalizm. Jakoś tak mi się nie podoba, gdy jest napchane za dużo ozdobników.
    Rozdział był spoko. Co z tego, że nie było pędzącej akcji? Te barwne opisy i przemyślenia znakomicie mi to wynagradzały. Naprawdę, masz talent do opisów. Więc dlatego za każdym razem ci o tym piszę, bo ja opisy za bardzo lubię, by nie skomentować ich ani jednym zdaniem.
    Pojawiło się dużo rozważań Scorpiusa na temat rodziców, głównie matki, ale to jest normalne w jego sytuacji. Niedawno stracił tak ważną dla siebie osobę i nie wie, jak ma teraz żyć. Z jednej strony wie, że matka wolałaby, aby był szczęśliwy, ale z drugiej, nie potrafi się pozbierać i przejść do porządku dziennego. Jest rozdarty. Szczególnie, że te artykuły oraz lakoniczność listu ojca mogły zasiać w nim ziarnko niepewności. Naprawdę świetnie przedstawiasz jego psychikę. Wiarygodnie. Pojawił się także sen... Czyżby Scorpius tak długo rozmyślał o matce, że ta aż mu się przyśniła? Choć równie dobrze to nie mógł być taki do końca zwykły sen, szkoda, że został przerwany.
    Ta wstawka bardziej obyczajowa, o Drefanie i lekcjach, też była spoko. W końcu mimo uwielbiania do przeżyć wewnętrznych, jakieś tam szkolne życie też się przecież dzieje. Imię i nazwisko nauczycielki transmutacji brzmi całkiem znajomo. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z blogami grupowymi, a dokładniej, z wizerunkami używanymi do kart postaci, chyba nawed kiedyś sama miałam postać, której buźki użyczyła właśnie Amanda Sayfred czy jakoś tak. No ale w sumie, nie dziwię się, że o lekcji nie pisałaś wiele, sama mam z tym problemy zawsze.
    Jestem bardzo ciekawa, jak to się potoczy dalej. Czy Scorpius w końcu zacznie się zbierać, i czy odkryje kiedyś, co dokładnie stało się z jego matką, jakie tajemnice przed nim się skrywały. To może być naprawdę fajny wątek i chwała ci za to, że nie robisz z tego opowiadania historyjki typowo miłosnej, a zwykle opowiadania o Scorpiusie dotyczą jakichś jego romansów z Rose Weasley, co mnie nudzi, bo jak dla mnie to niezbyt trafiony paring, i bardzo przewidywalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci za takie długie komentarze, naprawdę bardzo miło się je czyta, kiedy łączna ilość wszystkich wynosi trzy, w porywach do czterech ;)
      Cieszę się, że opisy ci się podobają, w zasadzie możemy sobie ręce podać, bo przy dialogach męczę się niezmiernie, natomiast jeżeli chodzi o opisy, to sprawia mi to przyjemność i bardzo się staram (co nie znaczy, że przy dialogach tego nie robię, bo robię nawet dwa razy bardziej, skoro mi one nie wychodzą), żeby wszystkie były dobre. Ale wiadomo, z samego opisu opowiadania się nie stworzy, ale jak to mówią - praca, praca, praca. ( Zawsze mi to powtarza moja znajoma, kiedy jeżdżę na swoich koniach) :D.
      Ta, Amanda Sayfred to w sumie dość znana aktorka, też coś sobie właśnie z tym nazwiskiem kojarzyłam, no ale ostatecznie jednak dopiero po przeczytaniu twojego komentarza zorientowałam się jak i co to wyszło :D

      Też nie lubię wielkich(nieudanych) miłości na lini Rose-Scorpius. Tak w sumie, to nawet nie czytam tych opowiadań, bo dawno o tej tematyce jakoś bardziej mnie nie wkręciło.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Lubię pisać długie komentarze ^^. Nie potrafiłabym tak napisać na marne dwie linijki.
      Zaiste, dialogi są dla mnie znacznie trudniejsze niż opisy, i nigdy nie wierzę, jak ktoś mi mówi, że to dialogi są łatwiejsze. Ja mam z nimi taki problem... Szczególnie kiedyś, teraz jest odrobinkę lepiej, ale tylko troszeczkę. Opisy to mój żywioł, tam nie muszę się tyle zastanawiać, po prostu piszę i wyżywam się twórczo ;).
      Twoje dialogi wcale nie są złe ^^. Prawda, na opisy najwięcej uwagi zwracam, ale dialogów złych nie piszesz. Gdyby były kiepskie, zwróciłabym na to uwagę ;).
      A, to możliwe ;). Nie oglądam seriali, więc nie ogarniam tych wszystkich nazwisk, które innym blogerom są dobrze znane. W sumie jako tako orientuję się tylko dzięki blogom grupowym, gdzie w KP często na samym dole były nazwiska osób, które użyczały wizerunków postaci, i dzięki temu znalazłam trochę fajnych twarzy dla moich bohaterów ;PP.
      Ja w sumie nigdy nie znalazłam bloga z paringiem Rose + Scorpius, który naprawdę by mnie powalił. Ogólnie rzadkością jest, abym czytała coś z młodego pokolenia, bo zwykle wolę dawniejsze czasy (i ogólnie niewiele widziałam dobrych opowiadań o młodym pokoleniu, większość jednak nie przypadała mi do gustu). No i wracając do paringu, jakoś mi się on wydaje wymuszony. Tak jak Dramione. Takie na siłę łączenie zupełnie skrajnych postaci. Choć i tak najbardziej nie znoszę Drarry itp. Jeśli jednak lubisz takie opowiadania, mam nadzieję, że cię nie uraziłam ^^.
      Wgl sama ostatnio też piszę coś a'la młode pokolenie, ale w sumie z akcją w Ameryce, więc nie muszę się przejmować dzieciakami Harry'ego i całą resztą ;P.

      Usuń
  2. Lubię akcje Scorpiusa i Drafena. Obaj są siebie warci i są szczerymi, dobrymi przyjaciółmi, nie mam nic do zarzucenia tej znajomości! W dodatku młody Zabini jest prześmieszny i pewnie jakoś podnosi na duchu syna Draco. Lubię listy od Malfoy'a, nie są przepełnione uczuciami, ale widać w nich ten zalążek miłości do syna oraz wsparcie i troskę. Podobało mi się również określenie, że kto raz straci zaufanie u Malfoy'a, to już go nie odzyska. Taka fajna dygresja według mnie. Sen, a właściwie przywidzenie Scorpiusa było naprawdę poruszające. Tak ulotny widok matki dał chłopakowi nić nadziei i myślę, że to dzięki niemu poczuł się lepiej. Jak ktoś żywy, a nie martwy od środka. Ba, uważam, że cały ten rozdział jest swego rodzaju przełomem w życiu braci, choć za śmiercią Astorii, jak mi się wydawało, istniała jakaś mroczna tajemnica. Profesor Seyfred... Nie znoszę takich nauczycielek. McGonagall przynajmniej miała klasę, ale ona chyba tylko potrafi się wściekać na biednych uczniów. Ciekawe, czy Scropius wreszcie przyniesie kobiecie to nieszczęsne wypracowanie... Jestem bardzo zadowolona z tego postu. Wreszcie główny bohater odżył i przestał być marnym cieniem siebie samego. Ogromnie intryguje mnie kwestia tego, co zaserwujesz w następnym rozdziale. Całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, dziękuje za taki miły komentarz! Nie spodziewałam się tylu komplementów przy tym rozdziale, szczególnie, że nic nadzwyczajnego się w nim nie dzieje :) Ja także bardzo lubię Scorpiusa i Drefana, są "razem" od maleńkości i naprawdę znają siebie na wylot, swoje granice, słabe i lepsze punkty. A co do Drefana - staram się go stworzyć jako kopię własnego ojca, a nie oszukujmy się, Blaise prawie ciągle był zabawny, a jednocześnie uroczy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się ten rozdział podobał, bo jak pisałam wyżej, daje nadzieję na lepszą przyszłość Scorpiusa... A Blaise faktycznie jest takim uroczym zabawiaką, zresztą Drefan tak samo!

      Usuń
  4. Piszesz w taki sposób, że naprawdę zastanawiam się, czy Draco nie zabił Astorii. Ale dlaczego miałby to zrobić? Przecież ją kochał, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Takie domysły doprowadzają mnie do nerwicy, bo nie wyobrażam sobie, żeby Draco mógł zrobić coś takiego. Nie, nie, nie, to nie w stylu Dracona.

    Cieszy mnie, że w Twoim opowiadaniu Blaise też jest najlepszym przyjacielem Dracona. Bardzo go lubię. A Drefan bardzo przypomina moje wyobrażenie o Blaise'ie. Jest taki... zabinowaty xD

    No ja też jestem zadowolona, że Scorpius choć przez chwilę miał dobry humor. Naprawdę Astoria pewnie by tego chciała. W końcu która matka nie chciałaby, żeby jej dziecko było szczęśliwe? Mam wrażenie, że właśnie dlatego Astoria pojawiła się we śnie syna - żeby wskazać mu, że ma żyć po swojemu. Nie bez przyczyny miał potem dobry humor, nawet jeśli nie pamiętał dlaczego. To smutne, że Scorpius za bardzo stara się pamiętać o matce, a przez to zapomina o sobie. Nawet Draco to zauważył, mimo tego że jest daleko. Myślę, że Scorpiusowi przyda się trochę życia bez cienia śmierci wiszącego nad nim. Jestem pewna, że Drefan mu w tym pomoże.

    Scena w sypialni była niezła ;p Zaczęłam uśmiechać się do komputera, gdy Scorpius i Drefan wydarli się jednocześnie. Zwłaszcza "Nie śpię!" Drefana było powalające xD Taki z niego śpioch, że nie sposób uniknąć porównania do Blaise'a ;) Myślę, że o to Ci chodziło :)

    Nie wiem, czy widziałaś, ale przesłałam Ci na maila poprawiony rozdział, tylko nie wiem, czy odpalisz z Word7. Jakby nie, to pisz. Przekonwertuję na starszą wersję.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam Blaisea! Dlatego też Drefan jako jego syn ma wiele jego cech. Ba! Czasem nawet zamiast Drefa wpisuje imię 'Blaise' i dopiero kiedy czytam zdanie kilkakrotnie widzę swoją pomyłkę :D

      Co do Scorpiusa - będą i wzloty i upadki. Teraz idzie ku górze, ale wiadomo jak tam życie płynie - raz dobrze, raz nie :))Ja sama mam bardzo ogólny zamysł na tą historię, ale nie wiem, co ze szczegółami i to jest najgorsze, bo lece na spontan :)

      Usuń
    2. Trudno go nie kochać. Dla mnie to zawsze była taka pozytywna postać, inna niż Draco, nawet jeśli w serii HP nie było o nim za wiele, a jeśli już, to niezbyt pozytywnie. Ale w fandomie krąży raczej obraz Blaise'a-wesołka i tego się trzymam ;) Nawet Ci się nie dziwię, że się mylisz, są bardzo do siebie podobni. Tym sposobem fajnie wykreowałaś Drefana :)

      A co tam, spontan najlepszy. Całe "Serce Smoka" tak powstało, "Dzieci" po części też. Pisanie na żywioł daje Ci więcej możliwości, bo nie musisz sztywno trzymać się określonego planu ;)

      Usuń