Dochodziło
południe, a on od trzech godzin siedział w swoim dormitorium na łóżku z
roztrzęsionym bratem na kolanach. Kołysał się w przód i w tył, odgarniając mu
wpadającą do oczu grzywkę. Robił to już niemal mechanicznie, beznamiętnym
wzrokiem przypatrując się przeciwległej ścianie.
Nie
wiedział, co o tym wszystkim myśleć ani co robić. W głowie wciąż miał obraz
parszywego nagłówka Proroka Codziennego ze strony pierwszej. „Zbrodnia czy
kara”?! Co to za absurdalne domysły? I skąd im się to wzięło po tylu tygodniach?
Przecież sprawa była od dawna zamknięta.
Pamiętał
tamten dzień, momentami nawet zbyt wyraźnie. To był wtorek. Wtorek, dziewiąty
lipca. Pogoda jak na angielskie standardy była całkiem przyzwoita, aczkolwiek
nie można było mówić o nadmiernych upałach. Scorpius siedział na dużym
parapecie w swoim pokoju i, opierając się o framugę, z nadmierną czcią palił
ostatniego papierosa. Znudzony naprzemiennie lustrował krajobraz za oknem oraz
swoją sypialnię, która, co wielu może zdziwić, wcale nie była ponura w iście
ślizgońskich barwach.
Fakt
faktem, pomieszczenie było ogromne, ale przeważała raczej wolna przestrzeń. Od
razu na wprost dużych bukowych drzwi znajdowało się dwuosobowe łóżko z ciemnego
drewna, zaścielone atłasową pościelą o oliwkowej barwie (której z resztą
Scorpius bardzo nie lubił, gdyż przez swój ślizgi materiał ciągle z niego
spadała). Po obydwóch stronach umiejscowione były małe szafki nocne,
prawdopodobnie z tego samego tworzywa, co wcześniej wspomniany mebel. Na jeden
z nich, przy lewym boku, gdzie młody Malfoy zazwyczaj spał, stał skromnie
zdobiony świecznik, natomiast po prawej jedna duża ramka ukazująca czwórkę
domowników śmiejących się do obiektywu. Tak, Draco Malfoy też się śmiał, nawet
jeśli w tym geście wciąż tańczyły nutki dawnej nieustępliwej ironii.
Na
prawej ścianie wstawiono duże okno o ponad przeciętnych rozmiarach, opierające
się na szerokim parapecie. Scorpius sam zadbał o to, żeby mieć widok na piękny
ogród, który każdego ranka był pielęgnowany przez jego matkę. Na wprost okna
stała duża bukowa szafa po bokach ozdobiona motywem wijących się winorośli.
Całość dopełniały jasnobrązowe ściany, stary żyrandol i beżowy dywan, który w
zetknięciu z nagą stopą dawał niewysłowioną przyjemność.
Scorpius
lubił prostotę i starą architekturę czy wystrój, ale nie znosił przepychu i
nadmiernych zdobień, dlatego osobiście w wieku dwunastu lat zadbał o to, aby
jego pokój został urządzony w ten, a nie inny sposób. Od tamtego czasu też nic
w nim nie zmieniał, ponieważ za każdym razem jak wracał do swojego domu czuł
się dobrze i na swoim miejscu.
Ponownie
wyjrzał przez uchyloną szybę na kwitnącą werbenę, rumianek i miętę, które przy
lekkim powiewie wiatru dawały cudowną kompozycję zapachów. W oddali ich
działki, prawie na skraju, stał kilkuwieczny dąb o rozłożystej koronie i
niewyobrażalnie szerokim pniu, przysłaniając pomarańczowe, zachodzące słońce.
Uśmiechnął się na ten widok - to było jego drzewo. Długo walczył z rodzicami o
to, aby go nie wycinali - uwielbiał bowiem drzemać w jego cieniu, z rękami pod
głową i ciszą wokół siebie.
Ale
tamtego popołudnia w Gadadrieli1 (bo tak nazywał się ich dworek)
było za cicho. Lekki wietrzyk, zazwyczaj przyjemny, na tle tego milczenia
wydawał złowrogi, nieprzyjemny pisk, przypominający rysowanie kredą o zużytą
tablicę. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją ciąć nożem, natomiast
powietrze dusiło i piekło w gardle niczym wysokoprocentowy trunek. Coś było nie
tak. Coś złego się wydarzyło - pomyślał Scorpius.
Jakby
na potwierdzenie jego słów ciszę w domu zakłócił huk zatrzaskiwanych drzwi. Był
to dźwięk na tyle bezradny i nieprawdopodobny, że blondyna zdziwiło tempo, w
jakim znalazł się w głównym holu, naprzeciwko wejścia. Oczy rozszerzyły mu się
ze dziwienia i współczucia, kiedy spostrzegł swojego ojca w czarnym płaszczu
pokrytym popiołem i sadzą, z opuszczonymi wzdłuż ciała dłońmi i wzrokiem
utkwionym w ziemię. Sprawiał wrażenie osoby opuszczonej, przybitej do ziemi
jakimś ogromnym ciężarem.
Nie
tak DracoMalfoy na co dzień się reprezentował.
-
Czy coś się stało? - Głos Scorpiusa był
niepewny. Zrobił krok w stronę ojca, aby położyć mu dłoń na ramieniu,
ale kiedy tamten podniósł na niego swoje czerwone, załzawione oczy, zatrzymał
się w pół drogi. Zadrżał pod niemocą tego spojrzenia.
Nie
wiedział, czy chce znać odpowiedź.
-
Astoria… Twoja… wasza matka… nie żyje.
Nie
uwierzył.
Wspomnienia
są czymś, czego nigdy nie chcemy utracić, ponieważ posiadają w sobie ogromną
moc. Jest to jedyny rodzaj magii, gdzie znów możemy spotkać kogoś, na kim nam
zależało. I sny - one także dają nam możliwość wskrzeszenia zmarłych, chociaż
na jedną, jedyną chwilę.
Ale
Scorpius od tamtego czasu nie spotkał w nich swojej żyjącej matki, bo w głowie
miał tylko uciążliwą, czarną przestrzeń sporadycznie przecinaną mgłą.
Obudził
się wieczorem. Plecy miał obolałe, a nogi ścierpnięte, ponieważ usnął w takiej samej
pozycji, w jakiej siedział wcześniej z Jaredem. Pochylił się do przodu aby
sprawdzić, czy jego brat także śpi, po czym bardzo ostrożnie zdjął go ze swoich
kolan, układając na jednej z poduszek. Wstał cicho, prawie bezszelestnie i
przeszedł się kilka razy na około pokoju, żeby rozprostować zesztywniałe stawy.
Spojrzał na stary zegar z ciężko tykającymi wskazówkami - dochodziła
dziewiętnasta. Kiedy chciał sobie zadać pytanie, dlaczego w pokoju nie ma
jeszcze Drefana, rozbrzmiało delikatne pukanie.
W drzwiach stanęła Katherine - wyglądała
tak samo jak podczas śniadania, chociaż może jej warkocz lekko się rozplątał. Z
oczu biła niewyjaśniona troska i współczucie, ale także gniew i nieodparty,
wewnętrzny blask. Uśmiechnęła się lekko w stronę Scropiusa, jakby chcąc mu
dodać otuchy, a następnie swój wzrok przeniosła na głęboko oddychającego
Jareda, który nawet śpiąc, usta wygięte miał w lekkim półuśmiechu.
Zamknęła
za sobą skrzypiące drzwi i skierowała się w stronę dużego fotela. Kiedy już na
nim usiadła, poklepała jego oparcie, zachęcając tym samym starszego z braci,
aby koło niej usiadł.
-
Wszystko w porządku? - spytała cicho, aby nie obudzić odpoczywającego obok
dziecka.
Scorpius
skinął głową, wyginając plecy w kształt łuku. Ależ one go bolały.
-
Można tak powiedzieć, chociaż bywało lepiej.
-
Cały Hogwart huczy na temat tego artykułu – zaczęła niepewnie, z uwagą
lustrując swoje dłonie. - Już chyba wszyscy zdążyli go przeczytać, łącznie z
nauczycielami.
-
To było do przewidzenia - westchnął zrezygnowany, opierając się o zagłówek. Odchylił
głowę do tyłu i przymknął oczy. Był zmęczony. - Nie wiem co o tym wszystkim
myśleć, mam w głowie mętlik. Jestem wkurwiony, a jednocześnie bezradny.
-
Nie wydaje ci się, że to trochę dziwne? - zagaiła dziewczyna, spoglądając na
Scorpiusa. - Przecież latem sprawa ucichła szybciej, niż się zaczęła, a oni
dopiero teraz o tym piszą. Myślisz, że coś znaleźli?
Owszem,
to było dziwne. Prorok Codzienny słynął z tego, że nigdy nie zdobył opinii
pisma z klasą, gdyż zatrudniając jedynie pseudo-dziennikarzy, daleko mu było do
zdobycia szacunku czytelników. Zajmował się największymi sensacjami, publikując
to, co mu pasuje, a nie to, co istotne. Jedną z jego cech było trąbienie o
każdym wydarzeniu dnia następnego lub nawet tego samego, w zależności kiedy i
co miało miejsce. Bez skrupułów, uprzedzeń i wyrozumiałości autorzy tej gazety
rozgrzebywali tematy na gorąco przez następny tydzień - właśnie. Trwało to
bezpośrednio po akcji, maksymalnie sześć czy siedem dni. Natomiast kiedy w
lipcu doszło do wybuchu w największej wytwórni eliksirów medycznych, gdzie
głównym pomysłodawcą i pracownikiem była właśnie Astoria, Prorok Codzienny
tylko poinformował o okolicznościach, podał listę zmarłych i wyraził swoje
kondolencje. Nic poza tym.
Aż
do teraz.
-
Masz rację, coś tutaj nie gra. Być może mój ojciec będzie coś więcej na ten
temat wiedzieć. Napiszę do niego jutro, dzisiaj nie ma sensu, pewnie też nim to
wstrząsnęło. Ale teraz… - Położył palec na ustach i skinął głową w stronę
młodszego brata. - Nie rozmawiajmy już o tym. Niech chociaż on ma beztroskie
życie.
Noc
minęła mu niespokojnie. Kiedy wieczorem przeniósł Jareda do dormitorium
pierwszaków i wrócił z powrotem do siebie, od razu rzucił się twarzą w
poduszki. Jego sen to było raczej czuwanie, ponieważ każdy szelest skutkował
otwarciem oczu i nasłuchiwaniem. Nie pomagał mu także Drefan, który poprzez
swoje chrapanie przeciętnemu człowiekowi nie dał normalnie zasnąć (niektórzy z
jego najbliższego otoczenia twierdzili, że odziedziczył je po tacie).
-
O stary, ale wyglądasz!
To
były pierwsze słowa Zabiniego, kiedy zaspany wyszedł rano z łazienki w celu
dalszego ubierania się. Oczywiście Scorpius już był wyszykowany, zwarty i
gotowy, aby skonfrontować się z dziesiątkami spojrzeń uczniów, którzy jak
zwykle ciekawi są bardziej czyjejś tragedii niż własnej.
Przewrócił
oczami, narzucając na siebie czarną szatę z godłem dumnego Salazara.
-
Dobrze, że ty jesteś rześki.
Drefan
wzruszył ramionami, mozolnie człapiąc ku wyjściu z dormitorium. Blondyn poszedł
tuż za nim, dokładnie zamykając ich pokój.
Przez
chwilę szli w milczeniu, zatopieni we własnych rozważaniach. Czasami spoglądali
na twarze mijanych przez siebie znajomych czy innych dzieciaków, którzy aż
nazbyt perfidnie kierowali swój wzrok na nich, szepcąc coś na ucho towarzyszy.
Strasznie to irytowało.
-
Dobrze się czujesz? - rzucił luźno Drefan, w momencie kiedy przekroczyli próg
Wielkiej Sali. W jednej sekundzie blondyn poczuł się, jakby ktoś zwalił mu na
barki stukilowy głaz, ale tym razem postanowił nie poddać się tym wszystkim
szeptom i ciekawskim spojrzeniom. Wyprostował dumnie plecy i uśmiechnął się
tak, jakby chciał wyrazić swoją niechęć do każdej mijanej osoby.
Bruneta
przeszył dziwny dreszcz.
-
Jak nigdy - odparł, zajmując swoje miejsce przy stole. Skinął całej reszcie na
powitanie, po czym zajął się jedzeniem gorącej jajecznicy z tostami.
Przeżuwał
powoli, udając, że jest bardzo zaabsorbowany całą czynnością, ponieważ cisza,
jaka zapadła w całym jego towarzystwie, wydawała się być jeszcze bardziej
drażniąca niż cała sprawa dotycząca Proroka Codziennego. Całą swoją uwagę
skoncentrował na srebrnym talerzu, co rusz dokładając sobie kolejne porcje.
Dopiero gdy poczuł, że już jest pełny i naprawdę więcej w siebie nie wciśnie, odłożył
sztućce z prawej strony naczynia, zakańczając posiłek.
-
Możecie przestać? - warknął, podnosząc wzrok na każdego z osobna. Nawet jego
wiecznie nadająca kuzynka Amelia siedziała cicho i lekko zakłopotana, dłubiąc
widelcem w swojej jajecznicy. - Wszystko ze mną w porządku. Zbędne jest to
wasze współczucie.
-
Nie rozumiem, o co ci chodzi - prychnęła Nicci, kręcąc głową w obydwie strony,
jakby chciała odgonić od siebie coś niewidzialnego. Zawsze ona jako pierwsza
denerwowała się na każde uszczypliwości ze strony Scorpiusa, nawet jeśli czasem
były one tylko żartami. - Jemy swoje śniadanie, przestań zachowywać się tak,
jakby nasze milczenie było kierowane w twoją stronę! Nie wszystko musi się
kręcić wokół ciebie!
Auć,
zabolało.
-
Przestań być taka drażliwa - mruknął znudzony, zapominając o dobrych manierach
i opierając się na swojej dłoni.
-
Ja nie jestem wcale drażliwa. To ty się zachowujesz jak rozkapryszony dzieciak!
- prychnęła, odrzucając od siebie sztućce i złowrogo przyglądając się jego
twarzy. - Wiecznie obrażony, odtrącony, nad którym się trzeba litować! - Biorąc
głębszy oddech, zrobiła krótką pauzę. - Tak Scorpius, dobrze słyszysz. Może
gadasz nam, że nie potrzebujesz współczucia, ale tak naprawdę cholernie od nas
tego oczekujesz. Na co liczysz?! Co?! Na specjalne traktowanie? Ja rozumiem,
poczułeś się skrzywdzony i zraniony, ale tkwisz w takim zawieszeniu, że twój
cień staje się powoli ciężarem! Ogarnij się człowieku w końcu i zacznij żyć, bo
jesteś nie do wytrzymania!
-
Pieprz się, wariatko - wysyczał do niej cicho, żeby nie robić jeszcze większego
zamieszania. Już i tak wszyscy się na nich gapili, wyczekując jeszcze większej
sensacji.
Jako
odpowiedź dostał od Nicci widok środkowego palca, a potem ona, odrzucając swoje
nie za długie włosy, protekcjonalnie wstała z zajmowanego miejsca i dumnym, ale
wciąż beztroskim, krokiem opuściła Wielką Salę.
Tak.
Miała racje. Użalał się nad sobą, robił z siebie ofiarę. Zdawał sobie z tego
sprawę już od dłuższego czasu, ale nigdy nie chciał tego przed sobą przyznać,
więc kiedy usłyszał ową prawdę od kogoś innego, zakłuło. Tym bardziej, że nikt
nigdy nie powiedział mu czegoś tak dosadnie. W dodatku dobra przyjaciółka.
-
Nic nawet nie mówcie.
-
Pf, nie mamy zamiaru - żachnęła się Amelia, której najwidoczniej powróciła
zdolność komunikacji ustnej. - Sądzę, że wszystko zostało już powiedziane, czyż
nie?
Scorpius
posłał jej zirytowane spojrzenie.
-
Idę do dormitorium, widzimy się na zaklęciach.
Ojcze,
z pewnością
domyślasz się w jakiej sprawie piszę. Niepokoi mnie wczorajszy artykuł na
pierwszej stronie tego wyuzdanego czasopisma. Czy wiesz coś na ten temat? Bo
nie ukrywam, że mi, i nie tylko mi, wydaje się to odrobinie dziwnie, przez co
czuje się bardzo źle. Czy znasz jakieś fakty, o których nie chcesz mi
powiedzieć? Zrobił się szum, wszyscy o tym mówią, a znoszenie tych wszystkich
ciekawskich spojrzeń jest co najmniej uciążliwe.
Liczę, że będziesz
mógł się ze mną czymś podzielić.
Scorpius.
Zwinął
kawałek nowego pergaminu w staranny rulon i sięgnął po palącą się obok
świeczkę. Przechylił ją lekko w bok, aby czarny wosk mógł skropić złączenie
materiału, na którym Scorpius odbił swoje inicjały, które nosił zawieszone na
szyi w formie łańcuszka. Kiedy już to zrobił, podał zniecierpliwionemu
zwierzęciu list, a następnie nastawił ramię, na które dostojnie wskoczyło, po
czym wraz z nim ruszył ku wyjściu z pokoju wspólnego, a następnie ku wyjściu z
zamku.
Ptakiem,
którego właścicielem Scorpius stał się wraz z ukończeniem siedemnastu lat, nie
była sowa. Był to ogromny, dostojny orzeł o wyszukanej rasie2 ,
którego oczy biły niesamowitą dumą i mądrością. Hebanowe pióra okalające jego
całą posturę lśniły żywo w każdym świetle, niezależnie od tego, czy było one
mocne czy ledwo widoczne. Skrzydła, które rozłożone miały rozpiętość ponad
dwóch metrów, zakończone były amarantową barwą, dodająca mu niesamowitej
tajemnicy i majestatu. Oprócz tego miał w sobie ogromny potencjał i oddanie
jedynemu panu, którego szanował ponad wszystko i wszystkich - z wzajemnością.
Także
skoro tylko znaleźli się na wolnej przestrzeni, gdzie nie ograniczały go mury
wzbił się wysoko, wręcz nachalnie, wydając z siebie zadowolony skrzek.
Uszczęśliwiony świeżym powietrzem i możliwością lotu, otoczył głowę Scorpiusa z
wielką czcią, na co ten uśmiechnął się szczerze.
-
Liberum - krzyknął blondyn, zwracając na siebie uwagę zarówno ptaka, jak i
kilkunastu uczniów, którzy dostrzegając zwierzę, ulegli ogromnemu szokowi oraz
widocznej zazdrości (którą widząc, Scorpius uśmiechnął się złośliwie). - Do
Dracona Malfoya, możliwie jak najszybciej - powiedział nieco ciszej, kiedy
orzeł z powrotem znalazł się na jego ramieniu. - I nie wracaj bez odpowiedzi.
Ptak,
jakby na potwierdzenie, szczypnął go lekko dziobem, a następnie wraz z kolejnym
podmuchem wiatru zerwał się do góry, pozwalając, by fala powietrza poniosła go
ku celu…
~*~
[1] - Galadriela - tak, naoglądałam się za dużo Władcy Pierścieni. U mnie jest to nazwa dworku Dracona Malfoya i jego rodziny.
[2] - nie ma prawdopodobnie takiej rasy, ale ja do opowiadania sobie ową wymyśliłam.
Ostatnia sobota ferii mija. Kompletnie nie miałam czasu na pisanie czegokolwiek, gdyż każdą wolną chwilę spędzałam ze swoimi konikami :)
I po raz kolejny mam problemy z formatowaniem. Nie wiem, co się dzieje - gdy dodaje normalnie wyjustowany tekst z worda myślniki mi przeskakują, a co z tym idzie - dialogi. O akapitach to już w ogóle nie ma mowy - jeden jest na pół strony, drugi na trzy spacje. Co robić?! Niech mi ktoś pomoże...
Rozdział nie był betowany - jak tylko Beatrice upora się z całym szaleństwem, które fundują jej przeglądarki, to wrzucę poprawiony.
Mało Was mi tu zagląda... :)
Pozdrawiam.
[2] - nie ma prawdopodobnie takiej rasy, ale ja do opowiadania sobie ową wymyśliłam.
Ostatnia sobota ferii mija. Kompletnie nie miałam czasu na pisanie czegokolwiek, gdyż każdą wolną chwilę spędzałam ze swoimi konikami :)
I po raz kolejny mam problemy z formatowaniem. Nie wiem, co się dzieje - gdy dodaje normalnie wyjustowany tekst z worda myślniki mi przeskakują, a co z tym idzie - dialogi. O akapitach to już w ogóle nie ma mowy - jeden jest na pół strony, drugi na trzy spacje. Co robić?! Niech mi ktoś pomoże...
Rozdział nie był betowany - jak tylko Beatrice upora się z całym szaleństwem, które fundują jej przeglądarki, to wrzucę poprawiony.
Mało Was mi tu zagląda... :)
Pozdrawiam.
Aaaaa! <3 W końcu nowość :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle z przebrzydłym poślizgiem, ale jestem. Wreszcie udało mi się przeczytać ten rozdział, a zrobiłam to z ogromnym zapałem, gdyż Scorpius jest jedną z moich ulubionych postaci z kanonu. Jego troska o Jareda jest naprawdę wzruszająca, chłopak, choć nie jest jeszcze dorosły, opiekuje się bratem jak własnym dzieckiem. Jestem ciekawa, czy szykujesz jakąś intrygę, a sprawa z wybuchem i śmiercią Astorii na to właśnie wskazuje. Zresztą przeczuwam, że Draco nie wyjawił synowi wszystkiego i stoi za tym wydarzeniem większa, mroczniejsza tajemnica... Ciekawe, co tam wymyślisz (; Scorpius w tym poście był mniej drażliwy niż w poprzednich, ale za to bardziej przygnębiony, choć udawał, że tak nie jest. Pierwsze czytam, że uczeń Hogwartu miał w posiadaniu orła, ale to oryginalniejsze niż oklepany kruk. Fajnie, że na potrzebę opowiadania wymyśliłaś rasę. Literówki chyba jakieś były po drodze, ale tym powinna zająć się beta. Opisy i tak były śliczne! Co zaś się tyczy akapitów - nie mam z nimi problemów po kopiowaniu treści z worda, bardzo dziwne. Pozdrawiam serdecznie ;*
UsuńA ja zaglądam ^^. I cieszę się, że jest już next, troszkę mi brakowało twoich opisów ^^.
OdpowiedzUsuńTe opisy były naprawdę ładne, wiesz? Zarówno uczuć, jak i otoczenia. Wiem, że chwalę je za każdym razem, i pewnie już jestem nudna, ale lubię twój styl. Jak opisywałaś pokój Scorpiusa, czułam się, jakbym naprawdę tam była. Lubię, kiedy mogę sobie wyobrazić jakieś miejsce, a dzięki opisom mogę lepiej wczuć się w historię. Zarówno w otoczenie, jak i w położenie Scorpiusa, któremu jest naprawdę trudno. Uważam jednak, że całkiem dobrze go wyważyłaś. Nie jest zobojętniały, czyli nie przyjął tego zbyt lajtowo, ale też nie jest jakiś totalnie zdołowany. Jest nieszczęśliwy i ma kiepski humor, ale to oczywiste. W dodatku nie dość, że spotkała go tragedia, to jeszcze gazeta wypisuje bzdury i sprawia, że chłopak znajduje się w centrum niechcianej uwagi. Wszyscy pewnie myślą sobie niestworzone rzeczy, co musi być naprawdę wkurzające :/. Dobrze jednak, że Scorpius troszczy się o brata i chce, żeby chociaż on był w miarę szczęśliwy.
Czasem młody Malfoy jest trochę zbyt szorstki wobec znajomych, ale potrafię go zrozumieć mimo wszystko. Nie mniej jednak, oni przecież też nie chcą dla niego źle, a chłopak wyżywa się na nich, jakby i oni byli winni.
Jestem ciekawa reakcji ojca na ten list. Czy powie mu coś więcej, czy może nabierze wody w usta? W ogóle cała ta sprawa z Astorią jest dość podejrzana.
Ogólnie, było naprawdę fajnie, i miło mi się czytało ten rozdział ^^. Naprawdę rzadko spotykam opowiadanie o młodym pokoleniu, które mi się podoba i które czytam z przyjemnością, ale twoje jest inne niż standardowe romanse dzieci Harry'ego, które już mi się znudziły. Lubię takie świeższe spojrzenia ;).
Co do formatowania, sama zawsze robię na odwrót - najpierw blog, potem word, więc nie wiem, czemu się przerzuca źle tekst :/. A w tym wordzie normalnie robisz myślniki i tak dalej, tylko dopiero w blogu ci jakoś inaczej wchodzą?
Uf, skoro Tobie, jako osobie, która w opisach jest niemal profesjonalistką z każdej strony, się one podobały, to chyba faktycznie nie są najgorsze. Coż, gazeta ma swój udział w całej tej sprawie, ale nic więcej nie powiem, bo właśnie na to wpadłam i muszę przemyśleć. :D
UsuńFakt, jest szorstki, ale jest myślę, trochę dojrzalszy od całej reszty, co niestety ma swoje konsekwencje.
No i faktycznie, nie ma co liczyć tutaj na big love story - jeśli miłość, to skomplikowana, trudna i bolesna. :) Bardzo mnie cieszy, że tu zaglądasz a także, że ci się ono podoba.
Co do formatowania - daj spokój. Najpierw miałam problem z czcionką, potem przez jeden rozdział było okej, a teraz z kolei jak przekopiuje, to jeden wielki misz masz, i nawet jeśli w wordzie wszystko jest równo i cacy, to tutaj akapity, przerwy między dialogami i same dialogi skaczą jak chcą.
Jestem totalnym beztalenciem komputerowym, niestety :D
No, mi się podobają ^^. A ja ogólnie jestem wybredna, jeśli chodzi o opisy i często bywa ich dla mnie mało w opowiadaniach ;).
UsuńNo, to jestem ciekawa xD. Zresztą, czasem tak jest z pomysłami, że przychodzą dopiero w trakcie pisania. Ja główną intrygę do NM wymyśliłam dopiero jakiś miesiąc po wrzuceniu prologu xD. Też mi nagle na myśl przyszły pomysły. Gorzej się jednak pisze zapchajdziury ;).
Zaiste, Scorpius jest jak na swój wiek dość dojrzały, ale wiele przeszedł. Inni, którzy nie mieli takich doświadczeń, patrzyli na życie inaczej.
Oooch, to się cieszę, że to nie będzie love story ;). Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ten fakt cieszy, tym bardziej, że chyba nie zanosi się na związek z Rose Weasley, to dość oklepany motyw.
Wgl, mi dzisiaj też się wkradły jakieś dziwne odstępy między akapitami, ale nie wiem dlaczego, skoro piszę od razu w bloggerze i nie kopiuję z worda. Ale było to frustrujące :/. A myślniki ustawiają się krzywo, bo je przesuwam spacjami.
Nie potrafię Ci pomóc z blogowymi problemami. Może to być problem przeglądarki, a może systemu na komputerze. Ja do tej pory korzystałam z innego edytora tekstu niż Word i też miałam cuda-wianki.
OdpowiedzUsuńPomyślałam sobie, że Draco - tak, wiem, to opowieść o Scorpiusie, ale nie poradzę nic na to, że po prostu automatycznie widzę wszędzie Dracona - to taki nieszczęśliwy człowiek. Wiecznie pod górkę. Scorpius i Jared też już na samym starcie nie mieli lekko, bycie Malfoyem wbrew pozorom nie jest różowe, a śmierć Astorii dla każdego z nich była traumatycznym doświadczeniem. Nie chcę wierzyć, że Draco mógłby maczać palce w czymś takim, w końcu ją kochał, czyż nie? Prorok Codzienny to kiepski szmatławiec, nie inaczej skoro zatrudniał kogoś takiego jak Rita Skeeter. Ale ta odgrzewana potrawka, jaką zrobili ze śmierci Astorii jest naprawdę podejrzana.
Wzmianka o chrapiącym Drefanie mnie rozczuliła. Czyżby kochany Blaise miał na to wpływ? ;)
Poprawiony i gotowy do wklejenia na bloga rozdział został już przesłany. Pozostaje mi tylko ukorzyć się, że tak długo z tym zwlekałam.
Pozdrawiam.
Wiesz, chrapiący Blaise to po prostu od początku pisania opowiadań dla mnie oczywistość, więc logiczne, że jego syn również przejmie tę cechę :D Poza tym, śmiech śmiechem, ale właśnie przy scenie z chrapaniem dwa razy wpisałam Blaise zamiast Drefan....xD Dobrze, że potem przeczytałam to, co napisałam, bo czytelnicy byliby co najmniej zdezorientowani :D
UsuńZupełnie się nie przejmuj, nie mam żadnych pretensji o to, czy rozdział sprawdzasz miesiąc czy tydzień - w końcu poświęcasz temu swój wolny czas, a ja na pewno nie mam zamiaru się w żaden sposób oburzać! :))