niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział czwarty; słabe punkty.


Każdy ma swojego anioła stróża. Może on przybrać różne formy i postać: być małą dziewczynką czy starszym panem. Psem o trudnym charakterze czy sową o intrygującym upierzeniu. To, że różnią  się one cechami zewnętrznymi, nie ma znaczenia, bo cel mają jeden i ten sam: chronić swego podopiecznego.
Była już połowa września, a od ponad tygodnia uroki pięknej kolorowej jesieni ulegały nieprzyjemnym wiatrom i nieustępliwemu deszczowi. Było to oczywiście głównym powodem niezadowolenia wszystkich uczniów, którzy teraz nie mieli już żadnych wymówek do tego, aby prace domowe odłożyć na później. Siedzieli od popołudnia do późnego wieczora z nosem w książkach, wychylając się tylko na posiłki, bądź grając w szachy czarodziejów czy eksplodującego durnia. Zazwyczaj ekscytujący czas spędzany w Hogwarcie teraz stał się ponury i nudny.

W jednym ze ślizgońskich dormitoriów panowała nieprzyjemna dla uszu cisza. Dwóch lokatorów       zamieszkujących ten pokój od dobrych siedmiu lat, siedziało na swoich łóżkach  skupiając się tylko na własnej osobie. Ich głowy przepełnione ogromem problemów, pytań i zmartwień pulsowały nieprzyjemnie w skroniach pozbawiając ich tchu. Oby dwoje jednak byli na tyle zawzięci i dumni, aby tego nie okazać.
- Zrobiłeś może tę pracę na transmutację na poziomie rozszerzonym? - zagaił brunet, spoglądając    lekko w stronę przyjaciela. Zawsze należał do osób, które jako pierwsze wyciągały rękę.
- Nie.
- A wyjaśniłeś definicje na eliksiry? - drążył dalej.
- Nie.
Cisza.
Drefan skrzywił się z niesmakiem. Od śmierci Astorii minęło już kilka tygodni, a Scorpius staczał się coraz bardziej. Chociaż może staczał to złe słowo - on się po prostu nie podnosił, tylko jeszcze bardziej dążył do dna. Dziwiło to większość osób, szczególnie jego przyjaciół, tym bardziej, że mały Jared poradził sobie z tym i teraz tryskał energią na prawo i lewo, ciesząc się z każdej chwili spędzanej w zamku.
- Wydaje mi się, że damy radę w tym roku pokonać Gryffindor w rozgrywkach eliminacyjnych quiddcha, nie sądzisz? Potter odpuścił sobie pozycję szukającego, chyba po to, żeby zrobić na złość ojcu.
- Nie.
- Słuchasz mnie, Malfoy? - Brunet wyraźnie się oburzył. Z irytacji nawet zatrzasnął grubą książkę od eliksirów, która z jękiem, potem w jego rękach się otrzepała.
- Nie.
- A chcesz kopa w dupę? - Poważnie? Ten chłopak był po prostu niemożliwy. Zamiast do niego można było gadać do ściany. Drefan nawet przypuszczał, że tamta byłaby bardziej skłonna do jakiejkolwiek konwersacji.
- Spierdalaj - mruknął  blondyn, układając się w tym czasie wygodnie na poduszkach z rękami pod głową. Przymknął oczy biorąc jednocześnie głęboki wdech.
- To jednak słyszysz - burknął pod nosem niezadowolony Zabini, powracając do wcześniej przerwanej lektury.

Wiecie, kiedyś, bardzo dawno temu była sobie pewna młoda dziewczyna. Dzieciństwo miała bardzo trudne i skomplikowane, aczkolwiek chyba nie tak bardzo różne od reszty rówieśników. W domu, gdzie mieszkała, nie było dnia, w którym by nie dochodziło do kłótni. Przepełnieni uzależnieniami domownicy, walczący między sobą, ale kochający ją. Cierpiała. Przez cały okres, kiedy była małym dzieckiem, w wieku dojrzewania, aż do niemal pełnej dorosłości, przez jej życie przewijały się na przemian momenty pełne smutku i radości. Będąc młodszą, nie rozumiała istoty całej sytuacji, natomiast z każdym następnym rokiem, kiedy jej postrzeganie świata ulegało zmianie, nienawidziła tego, że nie może być beztroskim dzieckiem. Pamiętała, choć niedokładnie, wiele sytuacji, o których istnieniu wolałaby nie wiedzieć. Nie mogła pogodzić się z tym, że zrozumiane przez nią kwestie są w istocie tak bardzo bolesne.
Jednakże, po wielu latach nieustannych wojen, szlochów i krzyków w jej życiu pojawiła się mała iskierka szczęścia, która z czasem przerodziła się w płomiennie uczucie. Dostała ona konia. Był to mały źrebak, wyjątkowo koślawy i nieporadny, ale zakochała się w nim od razu, dziękując Bogu każdego dnia, za tak cudowny dar. Był cały gniady, z czterema białymi skarpetkami i jedną długą przechodzącą wzdłuż pyska. Jego oczy błyszczały i trykały energią z każdym dniem coraz bardziej. Obserwowała, jak szybko rośnie, zmienia się, jak poznaje świat, a z racji tego, że ów ogier należał do tych nad wyraz płochliwych, ona z cierpliwością i determinacją pomagała mu odkrywać nowe tajemnice życia. Niektórym wyda się to niedorzeczne, ale oni rozumieli się bez słów.
Niestety sielanka nigdy nie trwa wiecznie. Zaangażowania i uczucia dziewczyny do tego konia nie mogli zrozumieć rodzice. Ograniczali jej w każdy możliwy sposób czas, który spędzała u źrebaka, tłumacząc to zaniedbywaniem nauki i niewywiązywaniem się ze złożonych obietnic. Bolało. A oni nie mogli pojąć, że to zwierzę napędzało ją do dalszych działań i marzeń. I od nowa dnie stały się dla niej niczym ciernie na głowie, które przypominając amarantowe łzy, ciekły po jej twarzy, wyrażając tęsknotę i urazę, że traci to, na czym jej naprawdę zależy. I tylko dwa dni w tygodniu stały się jej ucieczką od rzeczywistości, kiedy mogła oddać się temu, co najbardziej kochała.
Prawie równo rok później jej serce ponownie zabiło mocniej na wieść, że stała się właścicielką drugiego wspaniałego rumaka, który nauczył jej wszystkiego: jazdy, zaufania, miłości. Był to stary wałach, jasnogniady, z podpalanymi nogami i chrapami. Jego głowę i pysk pokrywały blizny ukazujące to, jak bardzo bolesna była jego przeszłość. Gdy chodził, nogi miał sztywne od starych urazów i kontuzji, a ogon wyżarty przez uczulenie. Mimo wszystko jednak był jednym z najpiękniejszych koni, jakie chodziły po ziemi, a najważniejszą jego częścią były oczy: duże, iskrzące się w blasku poranka, przepełnione smutną historią i zawiedzionymi nadziejami, gdzie czasem tylko nieliczni mogli dojrzeć błysk radości i szczęścia. Dziewczyna kochała tego konia całą sobą. Pracowała z nim ciężko, aby chociaż w najmniejszym stopniu pozbyć się jego narowów i złych nawyków. Proces ten zdawał się nigdy nie mieć końca, ale ona była cierpliwa, a każda dobrze zrobiona rzecz była dla nich zwycięstwem największego formatu. I znów wróciło do niej szczęście: miała dwa najwspanialsze konie, dwa jasne słońca, będące powodem dalszej walki i niepoddawania się.
Wszystkim jednak wiadomo, że to, co najbardziej kochamy, co uważamy za swoją siłę i cząstkę własnej duszy, jest jednocześnie naszym najsłabszym punktem. I to niestety zauważono. A zwrócił na to uwagę  nie kto inny, jak ojciec dziewczyny, który posługiwał się końmi jako wymówką. Słowa: „trzeba ograniczyć ci wyjścia do koni”, cięły każdy nerw dziewczyny od środka, natomiast zdanie: „Nigdy więcej ich nie zobaczysz” bądź: „Sprzedam je”, działały na nią jak sztylety. I nie mogła się sprzeciwić, robiła więc to, co od niej wymagano, aby tylko nie stracić swojego sensu życia. Chciano jej za wszelką cenę ograniczyć najważniejszą cząstkę siebie, w zamian za coś, co było istotne tylko dla kogoś innego…
Scorpiusowi też coś ograniczono - radość z życia, wesołość w oczach, docenianie minionych dni. Dodatkowo stało się to dość niespodziewanie i brutalnie, na co nie mógł przygotować żadnej ofensywy. Uderzenie było tak silnie, że stał się skonfundowany i pusty, jakby wszystko co dobre po prostu z niego uleciało.
A jego śmiech kiedyś był bardzo, bardzo piękny.
- Idę zapalić - rzucił w stronę przyjaciela blondyn, podnosząc się z poduszek. Sięgnął po szarą bluzę z kapturem, która częściowo leżała na podłodze i jednym szybkim ruchem przełożył ją przez głowę. Bladymi palcami przeczesał sobie włosy, ponieważ lekko się one po elektryzowały w dotyku z materiałem. - Nie widziałeś moich fajek? - Skrzywił się, gdy stwierdził, że nigdzie ich nie widzi.
- Nie - burknął cicho Zabini, kartkując ze znudzeniem rozszerzoną transmutację.
- Mogę jednego szluga od ciebie?
- Nie - odpowiedział Drefan, demonstracyjnie przewracając kolejne strony. Oczy mu się śmiały, ale wyraz twarzy pozostawał poważny.
- Wredny jesteś - warknął Scorpius, chociaż jego ton nie wykazywał złości, jedynie rozbawienie.
- Wiem. - Zaśmiał się brunet, na chwilę odrywając się od swego absorbującego zajęcia.
- Trudno, sam sobie wezmę - westchnął, sięgając po paczkę. - Mentolowe? - Ze zdziwienia brwi podskoczyły mu do góry. Sekundę potem szybko opuścił pomieszczenie, w ostatnim momencie uchylając się przed lecącą w jego stronę poduszką, która następnie z głuchym hukiem uderzyła o zamykające się drzwi. „Kretyn” - pomyślał Malfoy, ale i tak się nie zaśmiał…
Nie było jeszcze ciszy nocnej, toteż Scorpius mógł bez obawy przemierzać hogwarckie korytarze. Przy ścianach paliły się pochodnie, z racji tego że na dworze było już ciemno w skutek zbliżającej się jesieni. Natknął się na kilka osób w tym i Jareda, do którego tylko skinął lekko głową, maszerując dalej przed siebie. Zatrzymał się dopiero przy otwartym wyjściu na błonia, ale silny wiatr i krople deszczu szybko wyperswadowały mu z głowy pomysł opuszczenia murów. Z westchnieniem więc oparł się o kolumnę i o nic nie dbając, odpalił papierosa. Skrzywił się nieznacznie na smak tytoniu i mięty, odkasłując cicho, ponieważ dym drapał po gardle.
Wbił wzrok przed siebie, lustrując znikające w szarościach kontury małych krzewów i chatkę Hagrida wraz z jego kapuściano-dyniowym ogródkiem. Widział Zakazany Las i ścieżkę prowadzącą do Bijącej Wierzby, która stara i zmęczona opuszczała liany i liście bezradnie w dół, oddychając ciężko. Zaintrygowały go ciemnie cienie o kształtach podobnych do skrzyżowania konia z orłem czy smokiem, szybujące w oddali po niebie, ale były one tak niewyraźne i zniekształcone przez deszcz, że w żaden sposób nie mógł odgadnąć, co to jest.
- Malfoy pali mentolowe papierosy? Co to, czyżbyś się feminizował? - Wyraźny dziewczęcy głos wyrwał go z zamyślenia.
- Nicci. - Skinął głową, spoglądając to na jej twarz, to na trzymaną w dłoni używkę. - No widzisz, co robi z ludźmi desperacja? Trzeba się łapać wszystkiego, nawet jeśli jest to najgorsze gówno - rzucił oschle w jej stronę, szybkim ruchem wyrzucając na wpół wypalonego papierosa przed siebie. Odwrócił się tak, aby nie stać do niej plecami, bo o czym, jak o czym, ale o dobrym zachowaniu to on jeszcze nie zapomniał.
- Trzymaj - rzuciła wesoło niezrażona jego protekcjonalnym tonem, wyciągając do niego dopiero rozpieczętowaną paczkę fajek. - Poratuje cię w potrzebie. Możesz wziąć sobie nawet dwa!
Scorpius przewrócił lekko oczami, ale z wdzięcznością przyjął ofertę. Lubił Nicci. Była niską, wredną osóbką, o przyjaznym nastawieniu. Zawsze miała dobry humor, a największą frajdę sprawiały jej kpiny z nieudolnych Puchonów (tak, Puchonów, nie Gryfonów!). Ponad to z całej ekipy to ona miała najlepsze i najbardziej spontaniczne pomysły, często spotykające się z dezaprobatą innych członków grupy, co nigdy jej nie zrażało. Miała kasztanowo-mahoniowo-miedziane włosy, w zależności od pogody i światła dnia oraz zielone duże oczy, które nigdy nie przestawały się śmiać. A co najważniejsze - ani razu nie darzyła Scorpiusa żadnym głębszym uczuciem ponad zwyczajną przyjaźnią. W ogóle, jakim cudem, z takim charakterem trafiła ona do Slytherinu? Nikt nigdy nie znalazł na to odpowiedzi.
- Zrobiłeś to zadanie na transmutację? - zapytała niby to od niechcenia, uważnie skupiając się na strącaniu nadmiaru żaru.
- Jaja sobie robisz? Co żeście się tak uwzięli na te zadania?! - warknął blondyn, garbiąc się lekko. Jego twarz wykrzywił grymas irytacji, a na czole pojawiły lekkie zmarszczki.
- A skąd ja mam wiedzieć, o czym wy tam gadacie z Drefanem w miłe niedzielne wieczory? Pytam, bo się martwię. Dobrze wiesz, że olewasz wszystko, a jeśli nie masz o tym pojęcia, to właśnie cię uświadamiam. Po prostu tyle razy powtarzałeś, że jest to jeden z przedmiotów, na których ci zależy, a my, jako twoi przyjaciele najzwyczajniej w świecie chcemy ci pomóc. Tak trudno to pojąć? - Westchnęła cicho, a jej wesołość nieco przygasła. Przestawiła ciężar z jednej nogi na drugą, aby pobudzić nieco krążenie. Zadrżała. Nie wiedziała tylko, czy z zimna bijącego od strony dworu, czy tego od Scorpiusa.
- Właśnie, jesteście przyjaciółmi, a nie niańkami. Moja edukacja, to moja sprawa, wyluzuj. Serio, nie są mi potrzebne wasze cudowne porady i mądrości. Każdy tylko niepotrzebnie się spala. Nie potrzebuję niczego, jest mi dobrze i niech tak zostanie, okej?
Zabawne jak łatwo można wypowiadać kłamstwa. Tak naprawdę potrzebował ich obecności, tak samo jak rozmowy i zwykłego przebywania między przyjaciółmi. Przeszkodą było tylko jego rozumowanie i podświadomość, która błędnie podpowiadała mu, że wszyscy po kolei: Drefan, Katherine, Nicci, czy nawet panna Greengrass, są przy nim tylko z żalu i współczucia. A on tego nie cierpiał. Nienawidził litości.
- Nie zapominaj idioto, że przyjaźń działa zawsze w dwie strony, nie jedną. Więc skoro wyciągamy do ciebie pomocną dłoń, to nie neguj tego, nie szukaj drugiego dna, po prostu przyjmij ją. Nie wszyscy mają złe zamiary, kiedy to w końcu pojmiesz?!
- Prawdopodobnie nigdy - westchnął boleśnie, wkładając dłonie do kieszeni. Pierwszy raz od pewnego czasu poczuł się zmieszany.
- Prawdopodobnie to pojęcie potencjalnie problematyczne - warknęła urażona. - Prawdopodobnie, ale niekoniecznie, co może oznaczać, że tak, ale jednocześnie, że nie, co suma sumarum oznacza pieprzone: NIE WIEM, tak?
Irytacja dziewczyny nieco zdziwiła Scorpiusa. Dawno nie widział jej tak zdenerwowanej. Usta wygięły się w lekki łuk.
- Wyglądasz jak rozjuszony chochlik.
- A ty jak nadęty bufon - odpyskowała, wystawiając mu język. Szybko uchyliła się od łokcia, którym chłopak chciał dźgnąć ją w żebra i lekkim truchtem odbiegła w drugą stronę. - Idę robić transmutację - stwierdziła poważniej.
- Powodzenia w takim razie.
- A idź ty, bufonie! - krzyknęła ze śmiechem i po kolejnym zbliżeniu się do niego trzepnęła go w czoło. Zanim on zdążył zorientować się, co tak naprawdę się stało, ona z piskiem zdążyła oddalić się w stronę drogi do lochów.
- Głupi chochlik - mruknął Scorpius, rozmasowując czoło. Sam też postanowił wracać.
Przypuszczał, że zbliżała się już godzina policyjna, a raczej prefektowa, a on nie miał ochoty dzisiejszego wieczora użerać się dodatkowo z wymądrzającymi się dziobakami.

Ciemny korytarz oprócz odgłosu kroków przeszyło jeszcze jedno echo - śmiech.
Scorpius Malfoy po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się zaśmiał. Smutno, lecz szczerze.

~*~
Wow. Jest. Po dwóch miesiącach w końcu jest. Nie będę się beznadziejnie tłumaczyć. Mam kryzys. Jak zwykle na tym początkowym etapie opowiadania. Zazwyczaj gdy mnie dopadał, po prostu je kończyłam/porzucałam/usuwałam. No ale teraz jest. Strasznie beznadziejny, w ogóle mi się nie podoba i muszę szybko napisać następny, żeby ten zniknął ze strony głównej...
Dziękuje niesamowitej Beatrice, która naprawdę dba o jakość tych rozdziałów, poprawiając ogrom błędów.:)
Poza tym mam problem z formatowaniem - otóż kiedy skopiowałam ten rozdział z worda i wkeiłam go tu, po publikacji miałam dziwną czcionkę. Musiałam więc ustawić w wordzie tą, która jest u mnie w postach i dopiero wtedy normalnie to wygląda, aczkolwiek chciałabym zwyczajnym sposobem się z tym uporać, żeby potem, przy ewentualnej zmianie głównej czcionki ten rozdział nie pozostał mi verdaną. Wie ktoś jak temu zaradzić? Usuwanie formatowania na górze okna bloggera i kopiowanie milion razy tego samego nie pomaga. Pomocy! ;)

A tak poza tym, to cóż. Oczy mi się kleją i idę spać.
Pozdrawiam wszystkich! :)

PS: Czy ja mam kogoś informować o rozdziałach? Bo wiem, że obserwacja jest znacznie lepszym rozwiązaniem. Jakby co, proszę dać mi znać:)

17 komentarzy:

  1. W końcu! Kochana, jak nie dzisiaj, będę jutro :) Niemniej jednak bardzo się cieszę, że dodałaś nowość. A co do informowania - obserwowanie jest wygodniejsze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, świetny rozdział! Bardzo przepraszam, że pojawiam się dopiero dzisiaj, ale mam nawał obowiązków. Polubiłam Nicci, dziewczyna jest konkretną osobą, nie boi się niczego i ma gadane - takie spontaniczne, silne osobowości uwielbiam! Natomiast Scorpius lekko mnie zdrażnił w tym poście. Naprawdę powinien wziąć się w garść, bo jeszcze wyleci ze szkoły, jak nic! Rozumiem, że stracił matkę, lecz nawet jego młodszy brat ocknął się z tego bólu, natomiast Scorp kompletnie zszedł na złą drogę. Również nie podoba mi się to, że wszyscy Ślizgoni namiętnie romansują z papierosami. Nie znoszę tego świństwa. Ale rozumiem - Nowe Pokolenie, używki i tak dalej. Zastanawiam się, czyją historię przytoczyłaś w rozdziale. Początkowo myślałam, że to może Astoria, ale nic nie wspomniałaś... Czyżbyś pisała o sobie? Pojawienie się koni na plus, kocham te zwierzęta. Pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń
  2. Zdziwiłam się nieco, ale i ucieszyłam, gdy zobaczyłam komentarz od ciebie na swoim blogu ^^. Dawno nie dodawałaś tutaj żadnych rozdziałów, ale dobrze, że wena w końcu wróciła ^^. Początki opowiadań zawsze są trudne (co prawda, ja dopiero 4 opowiadania pisałam, 2 z nich skasowałam po paru rozdziałach, no ale wiem, jak to jest). Jak przebrniesz przez początek, potem już powinno być z górki. Na razie pewnie dopiero poznajesz swoich bohaterów i starasz się wczuć w historię. Nie mniej jednak, jest dobrze, i może być jeszcze lepiej. Opisom nie mam nic do zarzucenia, całkiem zgrabnie ci one wychodzą. I co najważniejsze, jest ich więcej niż dialogów. Jestem zdania, że opisów powinno być więcej ^^. W końcu to one w znacznej mierze budują klimat i pozwalają nakreślić bohaterów oraz ich świat przedstawiony.
    W sumie jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to do palenia mugolskich papierosów. W końcu Ślizgoni, i nie tylko oni, jakby na to nie patrząc, gardzili mugolami i pewnie w każdych czasach było podobnie. Poza tym dyrekcja pewnie nie pozwalała na takie ekscesy jak używki. Wiem, pod tym względem czepliwa jestem, no ale zawsze mnie to razi, jak w ff HP widzę wzmiankę o tym, że uczniowie Hogwartu palą, piją lub ćpają.
    Ale pomijając ten fakt, twoje opowiadanie podoba mi się, mimo, że młodego pokolenia na ogół nie lubię. W sumie mam dużą tolerancję odnośnie tematyki ff, bo czytam dużo opowiadań (choć nie ukrywam, że zniesmaczają mnie opowiadania z połączeniami typu Harry + Draco, a nadmiernie sielankowe historie mnie nudzą) i jeśli jakieś opowiadanie mi się spodoba, to je czytam ^^.
    Ładnie opisujesz uczucia Scorpiusa, chłopakowi musi być ciężko w życiu, szczególnie teraz. Ta historia o dziewczynie i jej koniach dobrze się tutaj wpasowała, niestety często tak jest, że ludzie nie rozumieją nas i naszych potrzeb, znam to nawet z własnego doświadczenia. To zawsze jest przykre.
    Nie mniej jednak, młody Malfoy jest teraz bardzo skupiony na swoich smutkach, ale pewnie potrzebuje czasu, by się pozbierać i wrócić do normy. Gdyby zbyt szybko się to stało, to by było nienaturalne, ale zachowujesz dobrą równowagę. Nie mniej jednak, pod koniec rozdziału zrobił już pewien znaczący postęp. Może to rozmowa z koleżanką poprawiła mu nastrój. Nicci wydaje się być całkiem ciekawą postacią ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i ja również dziękuje za wyczerpujący komentarz :)
      Co do kwestii używek - hm, mnie osobiście to nie przeszkadza, pomimo tego, że sama nie palę. Mówisz, że osoby ze Slytherinu nie tolerowały by wynalazków mugoli, ale z drugiej strony akcja opowiadania to mniej więcej nasze czasy, tak naprawdę, gdzie jest już po wojnie i mentalność się zmienia. Wojny między Domami nie są moim piorytetem - wręcz przeciwnie. Będę chciała pokazać, że owe uprzedzenia po prostu wygasają.:)
      Co do Nicci - imię wzięłam od jednej z bohaterek, która występowała w jednej z czytanych przeze mnie książek, a bohaterka o jej imieniu była wredna, podła i tak dalej, i ja z początku też chciałam ją na taką wykreować. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że będzie to przeurocza dziewczyna, często biegająca w dwóch, dziecięcych kucykach :D

      Usuń
    2. Odnośnie mentalności Hogwartczyków, myślę, że w każdych czasach była ona dość podobna, przynajmniej u tych czystokrwistych uczniów, bo ci ze środowisk mugolskich faktycznie mogli podłapać jakieś wzorce od niemagicznych. Po prostu, zawsze mnie to raziło, kiedy czytam o Hogwarcie i ktoś tam pali, aczkolwiek nic mnie tak nie razi, jak na niektórych blogach grupowych postacie prowadzą bardzo rozwiązły tryb życia. Nijak mi to nie pasuje do Hogwartu. W końcu w kanonie nie było mowy o takich zachowaniach.
      Ja akurat piszę o 1980 roku i ukazuję Hogwart jako miejsce bardzo tradycyjne, wręcz zacofane, ale ja ogólnie lubię ukazywać te gorsze strony Hogwartu.
      Serio między Gryfonami i Ślizgonami mogłaby być zgoda? Aczkolwiek to twoja interpretacja i kanon zawsze można trochę nagiąć. Swoją drogą, zastanawiam się, czy Rowling w swojej historii jakoś przemyślała kwestię uprzedzeń w czasach młodego pokolenia. Bo w blogach to każdy inaczej pisze.
      No, mi chyba nawet bardziej się podoba Nicci w takiej wersji, jak ją zrobiłaś ^^. W końcu nie mogą wszystkie postacie być jednoznacznie wredne i niemiłe.
      Wgl sorry, że byłam trochę krytyczna w swoich komentarzach, ale ja po prostu lubię szczerze napisać, co mi się podoba, a co mi się nie podoba i nie zawsze będę tylko słodzić ;).

      Ach, odnośnie czcionki w szablonie, czy próbowałaś sobie ustawić w bloggerze? Wchodzisz do bloggera > szablon > dostosuj > zaawansowane.
      Tam możesz sobie ustawić np. georgię czy jaką tam chcesz, skoro twierdzisz, że jak w poście zaznaczasz i zmieniasz, to nie działa... W sumie nie wiem czemu tak ci się porobiło.

      Usuń
    3. Na konstruktywną opinię jestem zawsze otwarta, także nie przepraszaj :) Co do czcionki - zrobiło mi się tylko w przypadku tej notki, nie wiedzieć czemu...

      Usuń
    4. No to nie wiem ;P. Może pogrzeb w tej notce, "usuń formatowanie" nie działa? Albo zobacz html posta, tam na początku powinna gdzieś być czcionka. Ja zwykle zaznaczam tekst i zmieniam czcionkę normalnie, zawsze działało...

      Usuń
    5. Pozwolicie, że wtrącę się do rozmowy ;)

      Ginger, kotku, po co kanon? o.O "Harry Potter" już raz został napisany i wprzypadku ff pisanie pod kanon chyba nieco mija się z celem, no nie? Zwłaszcza, gdy opisuje się historię postaci, której życie jest dość dokładnie znane i opisane w sadze.

      Nie, że na Ciebie krzyczę, broń Morgano, po prostu tak jak Ty lubię się wypowiedzeć. A że jestem gadatliwa...

      Dodam, że zgadzam się z Tobą, że czasem niemożna zbytnio mieszać, choć ja jestem jednak zwolenniczką niezbyt moralnego prowadzenia się (co zresztą już wiesz). Czasem przyda się trochę mugolskich wpływów. Poza tym, kto powiedział, że palenie to koniecznie mugolski zwyczaj? O ile pamiętam, wokół Mundungusa Fletchera zawsze unosił się odór papierosów. Sądzę, że czarodzieje mają swoje magiczne odpowiedniki tego paskudnego nałogu. Po prostu w sadze nic o tym nie było, bo Rowling bardzo "ugrzeczniła" ten świat. Tam z zasady nie ma nic być o złym prowadzeniu się, nieślubnych dzieciach (nawet Tom Riddle był ślubny) i złych nawykach u młodzieży. Takie życie.

      Eh, rozpisałam się. Bardzo przepraszam. I mam nadzieję, że nikt mnie nie ukatrupi za ten komentarz xD

      Usuń
    6. Bez stresu, Betarice, przeżyjesz :D

      Jasne, że każdy ma swoje poglądy i własne zdanie, przecież nie da się każdemu odpowiednio dogodzić, z racji odmiennych wyobrażeń. Dlatego właśnie każda z osobna ma swoje własne opowiadanie, żeby pisać to, o czym lubi :D

      Usuń
    7. Ja po prostu jestem dość drętwa, jeśli chodzi o takie szczegóły i wolę, jeśli postacie prowadzą się moralnie, szczególnie w HP. Co prawda, sama bardzo łamię kanon wprowadzeniem do Hogwartu niejakiej Evelyn Grant, nie mniej jednak reszta uczniów to stereotypowe sztywniaki rodem z kanonu. Lubię kanoniczność i dlatego rzadko kiedy przemawiają do mnie opowiadania, w których kanon jest mocno łamany, aczkolwiek zdarzają się takowe.
      Czarodzieje pewnie mieli swoje używki, ale czarodziejskie, wątpię, by kupowali mugolski alkohol czy zwykłe papierosy. W każdym razie, ja się zawsze bardzo czepiam o takie rzeczy.
      Myślę, że nasza różnica zdań to kwestia tego, że każdy sobie inaczej wyobraża Hogwart. Ja akurat zawsze miałam go za miejsce bardzo skostniałe, tradycyjne i pełne uprzedzeń, i w swoim opowiadaniu podkreślam właśnie te cechy (ale ja i tak piszę o dawniejszych czasach, więc...), i jako kontrast mam Evelyn, która jest zupełnie inna niż stereotypowa uczennica Hogwartu, i o to właśnie mi chodziło, bo lubię opisywać takie dziwolągi jak Niebieska, oraz ich zmagania z przeciwnościami.
      I absolutnie nie narzucam wam swojego sposobu myślenia (wszak po to każda ma swoje opowiadanie, by w nim się wyżyć twórczo i przedstawić swoją wizję), a jedynie wyrażam swoje zdanie i przedstawiam konstruktywną krytykę.

      Usuń
    8. Fakt, trzeba przyznać, że Hogwart jest bardzo staroświecki, ale cóż zrobisz? Rowling za wszelką cenę chciała pokazać, że mugole są źli, głupi i w ogóle, a tym sposobem musiała wykreślić wszystkie nowinki cywilizacyjne. Bo cywilizacja jest zuaaa.

      Wiesz, moim skromnym zdaniem Dumbledore pchnął nieco szkołę do przodu, sam dosyć lubił mugolskie wynalazki, ale na nim to raczej trudno się tu opierać, bo jest postacią niejednoznaczną. Nie do końca dobry, ale też nie zły.

      Ale jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

      Usuń
  3. Początki są najtrudniejsze. Do tej pory pamiętam, jak opornie szły mi pierwsze rozdziały "Serca", a teraz piszę już drugi tom ;) Nie załamuj się, nie rezygnuj, trzeba walczyć.

    Scorpius jest strasznie zniechęcony. Trudno określić teraz, czy to wciąż trauma po śmierci matki, czy po prostu w końcu wyrzuca na zewnątrz to, co go od zawsze gnębiło. Robi się bardzo ponuro. Nie sądzisz, że przydałoby się tchnąć w historię nieco optymizmu?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale jak już wcześniej zauważyła Ginger Grant, nie chcę robić nagłego przeskoku między uczuciami, bo to by było nienaturalne. Poza tym, z założenia, ta historia nie będzie należała do zbyt optymistycznych i radosnych :D Mam co do niej inne plany... :)Tak już mam. Sama wolę takie pisać, lepiej się w tym czuje.

      Dziękuje za wszelkie sugestie i też pozdrawiam :)

      Usuń
    2. No ja jestem absolutnie za tym, żeby pisać tak, jak się czuje. Pisanie jakiegoś wątku, bo "tego oczekują czytelnicy" jest totalnie bez sensu. Najważniejsze, żeby sprawiało Ci to przyjemność. Totalnie się mną nie przejmuj ;p Ja czasem lubię pozrzędzić.

      A nowy rozdział zaraz Ci sprawdę. Pisz, póki wen Ci na to pozwala ;)

      Usuń
    3. Miałam pisać dalej, ale kurcze, pomimo tego, ze tyle na głowie jestem totalnie zaczytana w "Nowe oblicze Greya", także dopiero jak ją skończę rzucę się (mam nadzieję) w wir pisania:D

      Usuń
  4. Dziękuję za tak ciepły i długi wpis. Naprawdę zrobiło mi się o wiele lepiej w tym koszmarnym dniu. Chciałabym napisać, że niedługo przeczytam Twoją twórczość, ale niestety dokładnie za dwa tygodnie mam pierwszy egzamin na sesji, a stan mojej wiedzy jest tragicznie i zatrważająco niski. Gdy przetrwam przez milion terminów zaliczeń i wszystkie testy poprawkowe, to wpadnę tu i dla rozluźnienia poczytam sobie. :)
    Trzymaj się ciepło i jeszcze raz dziękuję!
    Buziaki :*

    Cycha

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że postanowiłaś wrócić, choć muszę przyznać, że trochę wypadłam z rytmu tego opowiadania, więc musisz mi wybaczyć taki nieskładny ten komentarz :)
    Wydaje mi się, że Scorpius po tych wszystkich przeżyciach ma bardzo bogate wnętrze - i oczywiście nie chodzi mi tu o pozłacaną wątrobę albo żołądek pełen galeonów - ale o uczucia. Przyznam, że najbardziej zauroczyło mnie ostatnie zdanie rozdziału - że zaczął się szczerze śmiać. To piękne, chociaż jednocześnie jakoś przerażająco... smutne.
    Konie - piękne i cudowne zwierzęta. Rzadko spotykam się z nimi w opowiadaniach, więc za ten motyw wieeelki plus :)
    Jeśli chodzi o czcionkę, to moja niestety też kiedyś wariowała i od tego czasu formatuję tekst w edytorze bloggera - pracochłonne, ale działa. Nie znalazłam innego sposobu, ale w sumie to dobrze - mogę raz jeszcze sprawdzić, czy nie ma literówek i niedociągnięć.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń