piątek, 28 września 2012

Rozdział pierwszy; siła i ból.


 Rok później
Niemy wiatr zawiał, muskając swą tajemniczością szarą rzeczywistość. Słoneczny dzień zamienił się w ciemną noc, pośród której tylko nieliczni byli siebie pewni. Liście starych dębów drgały na wietrze, jakby w obawie przed tym, co może się wydarzyć. Strumień, który od wieków płynął nieopodal, dziś nie zdawał się pluskać tak radośnie. Sowy zaprzestały pohukiwania, strzelając tylko jasnymi białkami oczu na boki. Srebrzysty księżyc wzniósł się ponad niebo i gwiazdy, swym majestatem zachwycając każdą żywą istotę. Oświetlał każdy zaułek, każdą szczelinę. Nikt dzisiaj nie zdołałby się uchronić. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie.
Noc rzeczywiście stała się obca i głucha.     
Pośród krawędzi ostrych urwisk przechadzały się ciemne kształty. Ostrożnie, a jednocześnie pewnie i odważnie stawiały przed siebie kroki. Ich smukłe, sprężyste sylwetki poruszały się bezszelestnie, aczkolwiek na tyle głośno, by pośród dzisiejszego milczenia zostać zauważonym. Nie można było dostrzec ich twarzy. Okalane grubym kapturem zostały schronione przed jasną poświatą orbity. Idąc jeden za drugim, nie odwracali się za siebie. Ich spojrzenia, puste i nieobecne, nie wyrażały zupełnie niczego. Ani strachu, podekscytowania czy nawet obojętności. Po prostu zwykłą ciszę.
Przenikając przez cienie cieni, z gracją unikali światła. Kryjąc się w mroku, nie zostawiali za sobą żadnych oznak obecności. Jak zaczarowali brnęli między stare dęby, żegnając rzeczywistość. Tam, gdzie zmierzali, nie było bowiem miejsca na jakiekolwiek sentymenty, spostrzeżenia, uczucia. Z wyrafinowaniem podążali do celu. Skupieni tylko na sobie, nie zwracali uwagi na to, co dzieje się z innymi. Pośród tak licznej grupy byli po prostu sami. Skazani na siebie.
Zatem dokąd zmierzali?
Delirium. Tajemnica tkwiąca w ich sercach. Pozostawiająca piętno w ich duszach, pętająca ich ciała. Owiana strachem i bólem, odbierająca oddech i siły. Nieprzewidywalna i trwała. Nikt nie mógł z nią skończyć. Nawet śmierć do tego nie zobowiązywała.
Ale kroczyli dalej. Jak marionetki, sterowani czymś z góry, parli na przód, nie zwracając uwagi zupełnie na nic. Uczucia, szepty, błagania, czy prośby. Na wszystkie ludzkie odruchy przestali reagować, pomimo tego że… byli ludźmi. Zaślepionymi, małymi istotami, posiadającymi jeden wspólny cel.
On czekał. Stojąc na wysokiej skarpie, wypatrywał tych, którzy do niego zmierzali. Proste plecy i uniesiona głowa świadczyły o jego dumie i potędze. Błękitno-szare oczy, w tym momencie przypominające lód, z uwagą lustrowały całą okolice, pozwalając, by księżyc wdzięcznie się w nich odbijał. Jasne włosy zlewające się z białą skórą nie przeszkadzały temu, by był on wyraźny. Z lasem, tworzącym tło dla jego postaci, tworzył uderzający kontrast.
Twarz pozostawała nieprzenikniona. Ściągnięte usta i obojętność malująca się na jego obliczu nie wyrażały zupełnie niczego. Strach, zadowolenie. Nic. Pozostawał pusty.
Bez słowa zszedł po kamiennych schodach, kiedy zakapturzone postacie utworzyły krąg. Zlustrował każdego z nich, a następnie lekkim skinieniem głowy rozkazał, by ukazali swoje twarze. Ciężkie materiały jednocześnie zsunęły się z głów przybyłych, z cichym szelestem opadając na plecy. Byli piękni, po prostu piękni. Żaden zwyczajny człowiek nie mógł się z nimi równać. Ale czy oni na pewno pozostawali zwyczajni? Jakie były ich dusze?
Czyste, nieskazitelne, niewinne? Złe, pogrążone w wiecznej żałobie, puste. Nieznające strachu, a jednocześnie tak bardzo od niego uzależnione. Skotłowane pomiędzy nienawiścią i niepewnością.
Słabe.
Koło najważniejszej w całym tym kręgu postaci przystanęła druga, niemal tego samego wzrostu. Czarne włosy zlewały się z ciężkim kapturem okrywającym głowę przybysza. Jeszcze ciemniejsze oczy świeciły złowieszczo, lustrując każdego przed sobą. Wywoływał strach, wywoływał respekt, szacunek. Ale nikt tak bardzo nie obawiał się jego, jak Upadłego Anioła, który stojąc niczym posąg, milczał.
- Więc jest Was około dwudziestu. - Kiedy w końcu cichy szept wyrwał się z jego sinych ust, został porwany przez nagły poryw wiatru. Niemal przeźroczysty Anioł uważnie przyglądał się otoczeniu i tym, którzy przed nim stali. Był najlepszy, każdy to wiedział. On to wszystko stworzył, on tutaj decydował. Ich jeden nieprzemyślany ruch, niezahamowana myśl, a mogli pożegnać się ze wszystkim, co w danym momencie było dla nich ważne.
- Mieli przyjść jeszcze nowi, ale jak widać tym razem nie zebrali się na odwagę. - Słowa były balsamem dla uszu blondyna. Był jedyną osobą, której ufał, jedyną, która mogła kiedyś się z nim równać. W odpowiedzi skinął tylko głową, robiąc krok do przodu. Ściana ludzi lekko drgnęła, ale nie cofała się, kiedy bezszelestnie szedł w ich stronę. Uważnie śledzony przez wszystkich, sam już więcej na nikogo nie spojrzał. Skupił się na tym, co było za nimi - wszechobecnej pustce. Co mógł tam widzieć? Co było ważne? Jaki on sam był? Nie wiedzieli. Nikt z nich nie wiedział.
Kiedy w końcu  powrócił z nicości, jaką przez chwilę się upajał, jego oczy zdawały się być jeszcze chłodniejsze niż przed chwilą. Przeszył wzrokiem każdego, kto miał z nim tej nocy do czynienia. Dotarł do ich dusz, ale jedynie co w nich zobaczył, to strach. Skrzywił się nieznacznie - to nie o to tutaj chodziło.
- Gdzie jest Blake?
- Tutaj. - Ciche syknięcie przecięło na wskroś echo jego słów. Rządek gapiów utworzył między sobą przejście, by bezszelestnie mogła przejść z końca na wprost tej idealnej twarzy. Pewna siebie uniosła wysoko głowę, by móc spojrzeć w ten przejmujący chłód. Była jedyną osobą spośród nich, która naprawdę się go nie bała. Czuła respekt, ale nie strach.
- Byłem pewien, że się wycofasz.
- Chciałbyś. TO jest akurat jedną z tych rzeczy, na której mi zależy.
- Miałem nadzieję, że powiesz co innego - szepnął. Z kamiennym wyrazem twarzy podszedł do dziewczyny na odległość kilku centymetrów. Z ogromną gracją podniósł dłoń, którą potem pogłaskał ją po policzku. Poczuł jak drży pod jego dotykiem oraz jak prąd z jej ciała przeskakuje również na niego. Nie spuszczając wzroku toczyła z nim niemą bitwę. Odsunęła się lekko, lecz on w ułamek sekundy złapał ją za dłoń, przykładając ją do swego ciała. - Ten rok będzie inny, gorszy. Nikt już nie będzie pamiętał, co to bezpieczeństwo i spokój. Możesz się jeszcze wycofać, jeśli chcesz.
Ale ona nie chciała.
W jednym momencie wyrwała mu swoją dłoń. Jej wzrok był morderczy, a oddech przyśpieszony. Nie miała w sobie nic prócz nienawiści i odrazy. Gardziła tym wszystkim, jednocześnie pragnąc. Bez zgody odwróciła się do niego plecami, by wrócić na swoje miejsce.
Nie odwracaj się tyłem do przeciwnika, póki nie jesteś pewna, że jest on bezbronny.
Tysiące igieł wbiło się w jej umysł. Czuła ciężar innej świadomości, napierającej na nią. Była silna i mocna, doskonale jej znana. Ale nie podda się, nie tak łatwo.
Zebrała w sobie wszystkie siły by podeprzeć mur, jaki wokół siebie zbudowała. Nie mogła pozwolić, by się przez niego przebił, bo to by oznaczało jej klęskę. Ratowała zarówno górę, jak i sam fundament, ale on teraz uderzał środkiem, przelatywał ponad. Zasadzek było tak wiele…
Wytrwale odpierała mentalny atak, wierząc dalej w to, że uda jej się obronić.
Jednak jak bardzo wiara potrafi być złudna…
Przegrała. A on swoim umysłem wtargnął w jej myśli.
Zabolało…


Teraźniejszość
- Dlaczego siedzisz tutaj sam? - Cichy, kojący głos odbił się od martwych przedmiotów. Obojętne na to ściany odpowiedziały tylko monotonnym echem, a sam zapytany żałośnie westchnął, chowając twarz w dłoniach. Kołysząc się w przód i w tył, zamknął zmęczone oczy zarówno na rzeczywistość jak i na wspomnienia. Najlepszą obroną jest atak, dlatego jak zwykle postanowił walczyć z nieprzyjemnymi wizjami, które niewyrozumiale się przeciwstawiały.
- Nie ma już nikogo, więc siedzę tutaj sam.
Co mogło być gorsze? Prawda wżynająca się w sumienie, czy bezradność przejmująca władzę nad ciałem i umysłem?
- Ja jestem. - Niewyraźne zapewnienie potwierdzone zagubionym spojrzeniem, dające tyle radości. Dwa słowa, niby niepozorne, a będące wielkim oparciem, nawet jeśli zostały wypowiedziane przez tak drobną postać. Poszarzała twarz została rozjaśniona uśmiechem. Niewiele osób mogło to zrozumieć, niewiele miało pojęcie, jak mocna jest więź budowana na przestrzeni lat, która w tym momencie była nieprzerywalna.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też braciszku.
Naprawdę kochał? Tak. Wtedy jeszcze pamiętał, co to uczucie znaczy. Wtedy jeszcze nie miał tej drugiej, gorszej twarzy.

Świąteczny wieczór wydawał się być taki beztroski i radosny. Czwórka osób, śmiejąc się w głos, siedziała na kanapie, dzieląc się ze sobą swoimi spostrzeżeniami. Co chwilę wzrok każdego z nich uciekał w stronę ogromnej, dostojnej choinki, przystrojonej w najpiękniejsze dekoracje. Ogień trzaskający wesoło w kominku z gracją przeglądał się w jednej z bombek.
Jeden z nich, mały, energiczny blondynek o ufnych niebieskich oczach i szczerej twarzyczce, kręcił się niecierpliwie w każdą stronę świata. Z wyglądu przypominał trochę elfa. Obawiał się, że swoim zachowaniem zdenerwuje swych rodziców, ale oni tylko kręcili na to głowami ze śmiechem.
No co! Przecież to nie jego wina, że tak bardzo nie mógł doczekać się prezentów!
- Daj spokój, Jared, zachowujesz się jak dziecko - mruknął chłopak siedzący bezpośrednio po jego lewej stronie. Był wysoki i przystojny, bardzo podobny do młodziaka. Chociaż powiedział to z rzekomym niezadowoleniem, jego twarz rozświetlał skrywany uśmiech.
- No i co z tego! -  oburzył się chłopiec, który jednym susem znalazł się przy choince. Skrzyżował ręce na piersi i tupał nogą, wyrażając w ten sposób niezadowolenie i ignorancję na słowa wypowiedziane przez starszego brata. Wyglądał przy tym bardziej zabawnie, bo jego wzrost nie sięgał nawet jednej trzeciej wysokości bożonarodzeniowego drzewka. - Ja chcę rozdać prezenty! Mamo! Proszę?
- Oczywiście kochanie, przecież my też jesteśmy zniecierpliwieni, nawet Scorpius - powiedziała łagodnie. Była osobą ciepłą i wyrozumiałą, kochającą swoją rodzinę ponad wszelkie zło, a widok uradowanego malca był dla niej największym darem, jaki kiedykolwiek mogła sobie wymarzyć.
-Dlaczego on?! Ja też chce! – wybuchnął drugi, zrywając się z kanapy. W głębi duszy sam też nie mógł się doczekać, aż w końcu  własnymi rękami rozerwie złocisty papier, kryjący w sobie najsłodszą tajemnicę dzieciństwa. Pomimo, że miał już szesnaście lat, co w świecie czarodziejów oznaczało jeden krok od dorosłości, to ta prosta i błaha rzecz wprawiała go w przyjemnie optymistyczny stan.
-T o może rozdamy je razem, Scorpiusie?
- Myślę, że to dobry pomysł, braciszku…

Tylko to było dawno i nic nie będzie takie jak kiedyś. Radość i szczęście tamtych dni zastąpione zostały smutkiem, uśmiech rozpaczą, a nadzieja goryczą. Wesołe postacie powoli zaczęły przeistaczać się w żałosne cienie, drażliwe na każdy wyraźniejszy szept. Snuły się powoli, uwięzione gdzieś między zaświatami a rzeczywistością. No bo jak istnieć, kiedy traci się kogoś, kto był najcenniejszą iskrą w życiu? Oni stracili matkę, żonę, córkę, przyjaciółkę - kimkolwiek była dla każdego z osobna Astoria Malfoy, stracili ją. Stracili sens życia. Nikt nawet nie zdążył się pożegnać, zanim wpadła w bezdenną studnię śmierci.

- Dobrze się czujesz? - Bezsensowne pytanie zadane przez przyjaciela, ale potrzebne, by znów nie poddać się czerni, jaką przynosiła rozpacz. Zazwyczaj sama świadomość tego, że jest na świecie ktoś, kto jeszcze znosi twoją osobę podtrzymywała jakoś na duchu… Szkoda, że nie tym razem.
Podnosząc wzrok przyjrzał się słońcu, które chyliło się ku zachodowi. Nawet ten widok, zazwyczaj wprawiający go w melancholijny nastrój, tym razem wydał mu się obojętny, wręcz irytujący. Przypominał mu o wszystkich dobrych chwilach spędzonych wraz z matką właśnie w różowo-pomarańczowych smugach światła zasypiającej gwiazdy. Koniecznie musiał sobie to odnotować w swojej rubryce „rzeczy i faktów znienawidzonych”.
- Pomyśl, jak się mogę czuć, z góry wykluczając: a) obłędne zadowolenie, b) beztroskę, c) szczęście?
- Kiepsko.
- No właśnie - uciął, przesiadając się przy tym na niski pagórek obok wiecznego dębu. Przy zaciśniętych powiekach usilnie powtarzał sobie w myślach by ta chwila nie była momentem słabości, szczególnie, że nie jest sam. Boleśnie wbijał paznokcie we wnętrze swoich dłoni. Głęboki oddech. Załamanie. Łza.
- Nie chowaj się przede mną, nie jestem ci wrogiem. - Powiedział Drefan, siadając tuż obok.
Ludzie są głupi. Wolą okłamywać samych siebie, niż pogodzić się z tym co już jest. Są  głupi, bo wolą wierzyć w kłamstwo, bo chcą, żeby to była prawda, albo też dlatego że boją się tego, iż to może być prawda*.
- Wiesz, Drefan, bardzo często zastanawiam się, czym zawiniłem, że los odebrał mi moje serce. - Szepnął w przestrzeń, mając przy tym nadzieje, że lekki wietrzyk poniesie drżenie jego głosu tam, gdzie nikt nie dosłyszy cierpienia. - Boję się tego, co się ze mną stanie, a jedynym ukojeniem jest dla mnie autodestrukcja. Nie żyję, egzystuję. Nie czerpię żadnych przyjemności, żadnych satysfakcji. Sprawiam ból, bo denerwuje mnie, że ktoś inni jest szczęśliwy. Zatracam się w marnej idealizacji własnego istnienia, tylko że… zgubiłem siebie po drodze. A wiesz, co jest najgorsze? Że temu wszystkiemu przygląda się Jared. Nieświadomy tragedii, jaka go otacza. Dziecko, niczym nieskalane, straciło wszystko, nim zdążyło zyskać. Powiedz, czy to jest choć trochę sprawiedliwe?
Drefan nie potrafił odpowiedzieć. Z podziwem przyglądał się najlepszemu przyjacielowi, ale też bólem, ponieważ jego niemoc trafiała i w jego serce. Z westchnieniem przesiadł się na wprost Scorpiusa, zmuszając go tym samym, by na niego spojrzał.
- Zrzucanie winy na siebie w niczym ci nie pomoże, szczególnie że wina nie leży po niczyjej stronie. Nie obawiaj się przyszłości, bo ja, jako twój przyjaciel, sprowadzę cię na właściwy tor, kiedy zaczniesz iść w złym kierunku. Nie powiem, że będzie dobrze, bo póki co nie będzie, ale może się polepszyć, jeśli tylko pozwolisz, żeby tak się stało. Wierzę w ciebie. Wierzę, że jesteś silny, jeśli nie dla siebie, to dla brata. Ocknij się i nie żyj przeszłością. Skup się na tym, co jest teraz, żyj chwilą. Nie zaprzątaj sobie głowy tym, co nieistotne. Zrób miejsce dla samego siebie, nie dla cienia, który w tobie siedzi…
Słowa docierały do niego powoli, a on równie mozolnie je analizował. Stracił swoją wolę, stracił sens.
Nie wiedział co będzie.
- Dzięki, Zabini. Nawet nie wiesz, jak dobrze jest mieć takiego kumpla przy sobie.

Gwieździsta noc i pełnia księżyca sprawiały, że dwór Malfoy Manor emanował niesamowitą aurą. Srebrzyste światła przeglądały się w licznych oczkach i strumykach przepływających przez piękny ogród posiadłości, a budzące się do życia nocne sowy pohukiwały mądrze w noc.
- Opowiedz mi jak jest w Hogwarcie… - szepnął mały chłopiec, bujając lekko nogami na drewnianej huśtawce.
- Pytasz o Hogwart, hm… Nie chcesz przeczekać jeszcze tych paru dni i samemu się przekonać?
- Nie, chcę, żebyś mi opowiedział - powiedział stanowczo Jared, choć w jego przypadku brzmiało to nieco zabawnie. Scorpius roześmiał się lekko i potargał mu jasną czuprynę.
- W zasadzie nie wiem, od czego mógłbym zacząć. Pamiętam, że jak pierwszy raz minąłem mury zamku poczułem się spokojnie i pewnie, a jednocześnie byłem oczarowany i na pewno chodziłem z rozdziawioną buzią. Było i jest w nim coś, co pozwala zapomnieć o problemach i poczuć się spokojnie, niemal jak w domu….
- Niemal jak w domu? Czyli też rozstawiasz wszystkich po kątach i burzysz się o byle co? - wtrącił malec z przekąsem, za co dostał w głowę od brata, ale razem się na to tylko zaśmiali i Scorpius mówił dalej.
- Bardzo często wymykam się na nocne eskapady, spaceruję po błoniach, czy też czasami, choć nie zawsze, udaję się do Zakazanego Lasu, gdzie NIE WOLNO się samemu zapuszczać, szczególnie takim małym zbójom jak ty, więc jak tylko się dowiem, że tam poszedłeś, to osobiście się z tobą rozprawię. - Dobitnie zaznaczył swoją wypowiedź. Martwił się o tego małego hultaja, który w końcu był jego jedynym rodzeństwem. Poza tym był pewny, że gdyby coś mu się stało, nie przeżył by tego „tak dobrze”, jak w tej chwili przeżywał śmierć matki. Ale musiał być przecież silny, właśnie dla niego.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Starszemu Malfoyowi zabrakło słów, kiedy uczucie kującej  tęsknoty ogarnęło jego ciało. Pustym wzrokiem zapatrzył się w niewyraźną przestrzeń, chwilowo zapominając o trudnej rzeczywistości. Czy jego Anioł Stróż czuwał nad nim? Czy dodawał mu otuchy? Czy to on trzymał go przy życiu?
„Anioły kłamią by utrzymać kontrolę” - pomyślał.
Spuścił wzrok by spojrzeć na małego Jareda. Widok łez, tak słonych i gęstych spływających mu po chudych policzkach otrzeźwił jego umysł. Chciał lub nie, ale musiał przyznać, że cierpienie braciszka sprawiało mu niepojętą mękę.
- Nie płacz, mały, faceci nie płaczą - rzucił żartobliwie, w nadziei że na jego twarzy błyśnie chociaż mały cień uśmiechu.
- Chcę do mamy… - wydukał między spazmami nabierającego na sile szlochu. Słowa pomieszane z łzami były jak sztylety, wżynające się w każdy, nawet najmniejszy zakamarek ciała.
- Wiem, mój mały elfie, wiem…
Jego szept wydał się taki łagodny i cierpliwy - kojący. Z lekkością wziął brata na ręce, przytulając jego czółko do swojego policzka. Czując, jak bardzo sylwetka Jareda robi się bezwładna, wydał z siebie zduszony okrzyk, przepełniony gehenną i wyrazem niesprawiedliwości. Obrazy niedawnej przeszłości wróciły, napierając na niego nagle i bez ostrzeżenia. Ostatkiem sił skierował się do domu, by położyć brata w bezpiecznym miejscu. Nikt prócz niego nie wiedział, że tamta noc była przełomem, a złamane serce Scorpiusa Malfoya już nigdy nie miało się złączyć…

~*~*~

*Miecz Prawdy: Pierwsze Prawo Magii

No i jest pierwszy rozdział. Mówiłam - nie oczekujcie ode mnie nie wiadomo czego, bo nie jestem mistrzem pióra vs. klawiatury. Przez ten tydzień naczytałam się tylu zajebistych opowiadań, że z jednej strony dały mi one motywację do napisania czegoś swojego, a z drugiej zdołowały własnym beztalenciem. Miałam go nie dodawać i poczekać jeszcze trochę, ale nie mogłam się powstrzymać. Jest trochę rzeczy niezrozumiałych, ale właśnie o to mi chodzi - muszę mieć przecież co rozwijać w dalszych rozdziałach :))
A i dziękuje chociaż dwóm życzliwym osobom za wyrażenie swojej opinii pod prologiem.
Dobrej nocy, Dakra.

6 komentarzy:

  1. Ojej, aż nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że mnie tym rozdziałem zachwyciłaś? Czy to odpowiednie słowo? Chyba dosyć małe, żeby wyrazić moje uczucia, ale żadne lepsze nie przychodzi mi do głowy, więc to musisz mi wybaczyć.
    Zauroczyły mnie Twoje opisy. Są... doskonałe. Idealnie pozwalają wpasować się w atmosferę. Tak, jak w prologu zachwyciły mnie testrale, tak tutaj jestem oczarowana dokładnością, prostym językiem, ładnymi porównaniami. Cały rozdział wydał mi się tak cholernie smutny, ale utrzymany w doskonałym klimacie. Wielu rzeczy trzeba się domyślać, ale to wszystko jest na plus, bo najlepsze są te opowiadania, które czytelników zmuszają do analizowania i myślenia. Wyszło Ci to znakomicie.
    Scorpius Malfoy... Po przeczytaniu tego rozdziału wydaje mi się skrzywdzony przez los, nieszczęśliwy i zagubiony we własnym życiu, a z drugiej strony odebrałam go jako dobrego starszego brata, troszczącego się o swoje rodzeństwo. Nie wiem dlaczego, ale mnie to wzruszyło.
    Aż nie wiem, co powiedzieć więcej. Czekam z niecierpliwością na rozdział drugi :)
    Pozdrawiam serdecznie!
    PS: Tak tak, bardzo proszę, żebyś mnie informowała o nowościach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty jesteś chyba nie poważna? I Ty uważasz, że jesteś beztalenciem? Proszę Cię, nawet nie wiesz, jak bardzo byłam oczarowana tym rozdziałem ^^. Opisy są po prostu swietne,aż Ci ich normalnie zazdroszczę :).
    Rozdział bardzo tajemniczy, a przez to cholernie wciągający. Co prawda, przez pierwsze kilka akapitów byłam nieco zdezorientowana, ale to pewno po wczorajszej imprezie u kolegi na urodzinach.. hah :D
    W każdym bądź razie, rozdział wyszedł Ci naprawdę rewelacyjnie - i to nie są słowa bezmyślnie napisane.
    Poza tym, podoba mi się to, w jaki sposób przedstawiasz Scorpiusa i jego przyjaciela Drefana. I jeszcze mały Jared... boże, on jest słodki :). W ogóle, końcówka strasznie mnie rozczuliła. A ten moment, kiedy z szeregu wyszła ta dziewczyna - wprowadził jakieś napięcie... albo tak mi się wydawało ;p.
    Heh, jak ja się cieszę, że jednak dodałaś go wcześniej ^^.

    Ciepło pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh piszesz cudowne opisy! Normalnie je uwielbiam. Piszesz naprawdę ładnie, a przynajmniej ja tak uważam. Po za tym nie myśl, że ty nie potrafisz bo zawsze bardziej podoba nam się to cudze, ponieważ do swojego jesteśmy bardziej krytyczni. Też tak mam ;P
    Ten pierwszy rozdział z początku wydawał się dosyć mroczny. Ciekawa jestem jak rozwiniesz tą historię, co będzie się dziać. Na pewno będę wpadać i czytać.
    Pozdrawiam, dodaję do linków.
    [zmienicprzeznaczenie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznijmy od tego, że nigdy nie byłam wielką fanką nowego pokolenia. Nie wiem czemu, ale zawsze komunikuję to na każdym blogu o takiej tematyce, zanim zaczynam czytać. A potem czytam. Lubię wyzwania.

    Hm, Twoje opisy są pełne tajemnic. Nic wprost, wszystko zaciemnione. W sumie prawie do końca nie byłam pewna, czy piszesz o Scorpiusie, czy może jeszcze o Draconie. Lubię Malfoyów. To takie wyraziste postaci. I podoba mi się, że u Ciebie Scorpius ma młodszego brata. Nie wiem czemu, ale na wszystkich blogach to zawsze jest rok, dwa lata młodsza siostra.

    Zaitrygowało mnie to wtrącenia z Aniołem. Nie wiem, czy masz zamiar wprowadzić prawdziwego Anioła, czy jest to tylko taki zabieg, metafora najlepszego przyjaciela, ale zaryzykuję. Od jakiegoś czasu tematyka "anielska" jest mocno przeze mnie pożądana.

    Tu byłam, roku pańskiego dwa tysiące dwanaście.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie.
    Znów wzięłam się za dokładniejsze czytanie bloga i postanowiłam napisać bardziej uczciwy i szczery komentarz od poprzedniego.
    Opowiadanie wyróżnia się na tle tych spotkanych przeze mnie do tej pory jakże wielu innych.
    Opisujesz w nim dużo mroku i emocji, których bym się nie spodziewała.
    Zaskoczyłaś mnie również pojawieniem się Anioła tym bardziej że wykorzystałas moją taktykę w nowej historii;d - (niezły przypadek) ale jestem ciekawa jak go pokażesz czy tak samo jak ja jako tajemniczą postać czy może takiego bardziej prawdziwego anioła z dobrymi uczynkami itp... ...
    W ogóle sam pomysł dla mnie jest naprawdę dobry... młody Scoprius mający brata?
    Niespodzianka kolejna i ach Malfoyowie (wręcz uwielbiam Dracona i w ogóle)
    już wcześniej dodałam jeden komentarz ale teraz bo dokładniejszym przeczytaniu stwierdzam że chce być powiadamiana o nowych rozdziałach na http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń