Rok później
Niemy wiatr
zawiał, muskając swą tajemniczością szarą rzeczywistość. Słoneczny dzień
zamienił się w ciemną noc, pośród której tylko nieliczni byli siebie pewni.
Liście starych dębów drgały na wietrze, jakby w obawie przed tym, co może się
wydarzyć. Strumień, który od wieków płynął nieopodal, dziś nie zdawał się
pluskać tak radośnie. Sowy zaprzestały pohukiwania, strzelając tylko jasnymi
białkami oczu na boki. Srebrzysty księżyc wzniósł się ponad niebo i gwiazdy,
swym majestatem zachwycając każdą żywą istotę. Oświetlał każdy zaułek, każdą
szczelinę. Nikt dzisiaj nie zdołałby się uchronić. Nikt nie mógł czuć się
bezpiecznie.
Noc
rzeczywiście stała się obca i głucha.
Pośród
krawędzi ostrych urwisk przechadzały się ciemne kształty. Ostrożnie, a
jednocześnie pewnie i odważnie stawiały przed siebie kroki. Ich smukłe,
sprężyste sylwetki poruszały się bezszelestnie, aczkolwiek na tyle głośno, by
pośród dzisiejszego milczenia zostać zauważonym. Nie można było dostrzec ich
twarzy. Okalane grubym kapturem zostały schronione przed jasną poświatą orbity.
Idąc jeden za drugim, nie odwracali się za siebie. Ich spojrzenia, puste i
nieobecne, nie wyrażały zupełnie niczego. Ani strachu, podekscytowania czy
nawet obojętności. Po prostu zwykłą ciszę.
Przenikając
przez cienie cieni, z gracją unikali światła. Kryjąc się w mroku, nie
zostawiali za sobą żadnych oznak obecności. Jak zaczarowali brnęli między stare
dęby, żegnając rzeczywistość. Tam, gdzie zmierzali, nie było bowiem miejsca na
jakiekolwiek sentymenty, spostrzeżenia, uczucia. Z wyrafinowaniem podążali do
celu. Skupieni tylko na sobie, nie zwracali uwagi na to, co dzieje się z
innymi. Pośród tak licznej grupy byli po prostu sami. Skazani na siebie.
Zatem dokąd
zmierzali?
Delirium.
Tajemnica tkwiąca w ich sercach. Pozostawiająca piętno w ich duszach, pętająca
ich ciała. Owiana strachem i bólem, odbierająca oddech i siły. Nieprzewidywalna
i trwała. Nikt nie mógł z nią skończyć. Nawet śmierć do tego nie zobowiązywała.
Ale kroczyli
dalej. Jak marionetki, sterowani czymś z góry, parli na przód, nie zwracając
uwagi zupełnie na nic. Uczucia, szepty, błagania, czy prośby. Na wszystkie
ludzkie odruchy przestali reagować, pomimo tego że… byli ludźmi. Zaślepionymi,
małymi istotami, posiadającymi jeden wspólny cel.
On czekał.
Stojąc na wysokiej skarpie, wypatrywał tych, którzy do niego zmierzali. Proste
plecy i uniesiona głowa świadczyły o jego dumie i potędze. Błękitno-szare oczy,
w tym momencie przypominające lód, z uwagą lustrowały całą okolice, pozwalając,
by księżyc wdzięcznie się w nich odbijał. Jasne włosy zlewające się z białą
skórą nie przeszkadzały temu, by był on wyraźny. Z lasem, tworzącym tło dla
jego postaci, tworzył uderzający kontrast.
Twarz
pozostawała nieprzenikniona. Ściągnięte usta i obojętność malująca się na jego
obliczu nie wyrażały zupełnie niczego. Strach, zadowolenie. Nic. Pozostawał
pusty.
Bez słowa
zszedł po kamiennych schodach, kiedy zakapturzone postacie utworzyły krąg.
Zlustrował każdego z nich, a następnie lekkim skinieniem głowy rozkazał, by
ukazali swoje twarze. Ciężkie materiały jednocześnie zsunęły się z głów
przybyłych, z cichym szelestem opadając na plecy. Byli piękni, po prostu
piękni. Żaden zwyczajny człowiek nie mógł się z nimi równać. Ale czy oni na
pewno pozostawali zwyczajni? Jakie były ich dusze?
Czyste,
nieskazitelne, niewinne? Złe, pogrążone w wiecznej żałobie, puste. Nieznające
strachu, a jednocześnie tak bardzo od niego uzależnione. Skotłowane pomiędzy
nienawiścią i niepewnością.
Słabe.
Koło
najważniejszej w całym tym kręgu postaci przystanęła druga, niemal tego samego
wzrostu. Czarne włosy zlewały się z ciężkim kapturem okrywającym głowę
przybysza. Jeszcze ciemniejsze oczy świeciły złowieszczo, lustrując każdego
przed sobą. Wywoływał strach, wywoływał respekt, szacunek. Ale nikt tak bardzo
nie obawiał się jego, jak Upadłego Anioła, który stojąc niczym posąg, milczał.
- Więc jest
Was około dwudziestu. - Kiedy w końcu cichy szept wyrwał się z jego sinych ust,
został porwany przez nagły poryw wiatru. Niemal przeźroczysty Anioł uważnie
przyglądał się otoczeniu i tym, którzy przed nim stali. Był najlepszy, każdy to
wiedział. On to wszystko stworzył, on tutaj decydował. Ich jeden nieprzemyślany
ruch, niezahamowana myśl, a mogli pożegnać się ze wszystkim, co w danym
momencie było dla nich ważne.
- Mieli
przyjść jeszcze nowi, ale jak widać tym razem nie zebrali się na odwagę. -
Słowa były balsamem dla uszu blondyna. Był jedyną osobą, której ufał, jedyną,
która mogła kiedyś się z nim równać. W odpowiedzi skinął tylko głową, robiąc
krok do przodu. Ściana ludzi lekko drgnęła, ale nie cofała się, kiedy
bezszelestnie szedł w ich stronę. Uważnie śledzony przez wszystkich, sam już
więcej na nikogo nie spojrzał. Skupił się na tym, co było za nimi -
wszechobecnej pustce. Co mógł tam widzieć? Co było ważne? Jaki on sam był? Nie
wiedzieli. Nikt z nich nie wiedział.
Kiedy w
końcu powrócił z nicości, jaką przez
chwilę się upajał, jego oczy zdawały się być jeszcze chłodniejsze niż przed
chwilą. Przeszył wzrokiem każdego, kto miał z nim tej nocy do czynienia. Dotarł
do ich dusz, ale jedynie co w nich zobaczył, to strach. Skrzywił się
nieznacznie - to nie o to tutaj chodziło.
- Gdzie jest
Blake?
- Tutaj. -
Ciche syknięcie przecięło na wskroś echo jego słów. Rządek gapiów utworzył
między sobą przejście, by bezszelestnie mogła przejść z końca na wprost tej
idealnej twarzy. Pewna siebie uniosła wysoko głowę, by móc spojrzeć w ten
przejmujący chłód. Była jedyną osobą spośród nich, która naprawdę się go nie
bała. Czuła respekt, ale nie strach.
- Byłem
pewien, że się wycofasz.
- Chciałbyś.
TO jest akurat jedną z tych rzeczy, na której mi zależy.
- Miałem
nadzieję, że powiesz co innego - szepnął. Z kamiennym wyrazem twarzy podszedł
do dziewczyny na odległość kilku centymetrów. Z ogromną gracją podniósł dłoń,
którą potem pogłaskał ją po policzku. Poczuł jak drży pod jego dotykiem oraz
jak prąd z jej ciała przeskakuje również na niego. Nie spuszczając wzroku
toczyła z nim niemą bitwę. Odsunęła się lekko, lecz on w ułamek sekundy złapał
ją za dłoń, przykładając ją do swego ciała. - Ten rok będzie inny, gorszy. Nikt
już nie będzie pamiętał, co to bezpieczeństwo i spokój. Możesz się jeszcze
wycofać, jeśli chcesz.
Ale ona nie
chciała.
W jednym
momencie wyrwała mu swoją dłoń. Jej wzrok był morderczy, a oddech
przyśpieszony. Nie miała w sobie nic prócz nienawiści i odrazy. Gardziła tym
wszystkim, jednocześnie pragnąc. Bez zgody odwróciła się do niego plecami, by
wrócić na swoje miejsce.
Nie odwracaj
się tyłem do przeciwnika, póki nie jesteś pewna, że jest on bezbronny.
Tysiące igieł
wbiło się w jej umysł. Czuła ciężar innej świadomości, napierającej na nią.
Była silna i mocna, doskonale jej znana. Ale nie podda się, nie tak łatwo.
Zebrała w
sobie wszystkie siły by podeprzeć mur, jaki wokół siebie zbudowała. Nie mogła
pozwolić, by się przez niego przebił, bo to by oznaczało jej klęskę. Ratowała
zarówno górę, jak i sam fundament, ale on teraz uderzał środkiem, przelatywał
ponad. Zasadzek było tak wiele…
Wytrwale
odpierała mentalny atak, wierząc dalej w to, że uda jej się obronić.
Jednak jak bardzo
wiara potrafi być złudna…
Przegrała. A
on swoim umysłem wtargnął w jej myśli.
Zabolało…
Teraźniejszość
- Dlaczego
siedzisz tutaj sam? - Cichy, kojący głos odbił się od martwych przedmiotów.
Obojętne na to ściany odpowiedziały tylko monotonnym echem, a sam zapytany
żałośnie westchnął, chowając twarz w dłoniach. Kołysząc się w przód i w tył,
zamknął zmęczone oczy zarówno na rzeczywistość jak i na wspomnienia. Najlepszą
obroną jest atak, dlatego jak zwykle postanowił walczyć z nieprzyjemnymi
wizjami, które niewyrozumiale się przeciwstawiały.
- Nie ma już
nikogo, więc siedzę tutaj sam.
Co mogło być
gorsze? Prawda wżynająca się w sumienie, czy bezradność przejmująca władzę nad
ciałem i umysłem?
- Ja jestem.
- Niewyraźne zapewnienie potwierdzone zagubionym spojrzeniem, dające tyle
radości. Dwa słowa, niby niepozorne, a będące wielkim oparciem, nawet jeśli
zostały wypowiedziane przez tak drobną postać. Poszarzała twarz została
rozjaśniona uśmiechem. Niewiele osób mogło to zrozumieć, niewiele miało
pojęcie, jak mocna jest więź budowana na przestrzeni lat, która w tym momencie
była nieprzerywalna.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie
też braciszku.
Naprawdę
kochał? Tak. Wtedy jeszcze pamiętał, co to uczucie znaczy. Wtedy jeszcze nie
miał tej drugiej, gorszej twarzy.
Świąteczny wieczór wydawał się być taki
beztroski i radosny. Czwórka osób, śmiejąc się w głos, siedziała na kanapie,
dzieląc się ze sobą swoimi spostrzeżeniami. Co chwilę wzrok każdego z nich
uciekał w stronę ogromnej, dostojnej choinki, przystrojonej w najpiękniejsze dekoracje.
Ogień trzaskający wesoło w kominku z gracją przeglądał się w jednej z bombek.
Jeden z nich, mały, energiczny blondynek o
ufnych niebieskich oczach i szczerej twarzyczce, kręcił się niecierpliwie w
każdą stronę świata. Z wyglądu przypominał trochę elfa. Obawiał się, że swoim
zachowaniem zdenerwuje swych rodziców, ale oni tylko kręcili na to głowami ze
śmiechem.
No co! Przecież to nie jego wina, że tak
bardzo nie mógł doczekać się prezentów!
- Daj spokój, Jared, zachowujesz się jak
dziecko - mruknął chłopak siedzący bezpośrednio po jego lewej stronie. Był
wysoki i przystojny, bardzo podobny do młodziaka. Chociaż powiedział to z
rzekomym niezadowoleniem, jego twarz rozświetlał skrywany uśmiech.
- No i co z tego! - oburzył się chłopiec, który jednym susem
znalazł się przy choince. Skrzyżował ręce na piersi i tupał nogą, wyrażając w
ten sposób niezadowolenie i ignorancję na słowa wypowiedziane przez starszego
brata. Wyglądał przy tym bardziej zabawnie, bo jego wzrost nie sięgał nawet
jednej trzeciej wysokości bożonarodzeniowego drzewka. - Ja chcę rozdać
prezenty! Mamo! Proszę?
- Oczywiście kochanie, przecież my też
jesteśmy zniecierpliwieni, nawet Scorpius - powiedziała łagodnie. Była osobą
ciepłą i wyrozumiałą, kochającą swoją rodzinę ponad wszelkie zło, a widok
uradowanego malca był dla niej największym darem, jaki kiedykolwiek mogła sobie
wymarzyć.
-Dlaczego on?! Ja też chce! – wybuchnął
drugi, zrywając się z kanapy. W głębi duszy sam też nie mógł się doczekać, aż w
końcu własnymi rękami rozerwie złocisty
papier, kryjący w sobie najsłodszą tajemnicę dzieciństwa. Pomimo, że miał już
szesnaście lat, co w świecie czarodziejów oznaczało jeden krok od dorosłości,
to ta prosta i błaha rzecz wprawiała go w przyjemnie optymistyczny stan.
-T o może rozdamy je razem, Scorpiusie?
- Myślę, że to dobry pomysł, braciszku…
Tylko to było
dawno i nic nie będzie takie jak kiedyś. Radość i szczęście tamtych dni
zastąpione zostały smutkiem, uśmiech rozpaczą, a nadzieja goryczą. Wesołe
postacie powoli zaczęły przeistaczać się w żałosne cienie, drażliwe na każdy
wyraźniejszy szept. Snuły się powoli, uwięzione gdzieś między zaświatami a
rzeczywistością. No bo jak istnieć, kiedy traci się kogoś, kto był
najcenniejszą iskrą w życiu? Oni stracili matkę, żonę, córkę, przyjaciółkę -
kimkolwiek była dla każdego z osobna Astoria Malfoy, stracili ją. Stracili sens
życia. Nikt nawet nie zdążył się pożegnać, zanim wpadła w bezdenną studnię
śmierci.
- Dobrze się
czujesz? - Bezsensowne pytanie zadane przez przyjaciela, ale potrzebne, by znów
nie poddać się czerni, jaką przynosiła rozpacz. Zazwyczaj sama świadomość tego,
że jest na świecie ktoś, kto jeszcze znosi twoją osobę podtrzymywała jakoś na
duchu… Szkoda, że nie tym razem.
Podnosząc
wzrok przyjrzał się słońcu, które chyliło się ku zachodowi. Nawet ten widok,
zazwyczaj wprawiający go w melancholijny nastrój, tym razem wydał mu się
obojętny, wręcz irytujący. Przypominał mu o wszystkich dobrych chwilach
spędzonych wraz z matką właśnie w różowo-pomarańczowych smugach światła
zasypiającej gwiazdy. Koniecznie musiał sobie to odnotować w swojej rubryce
„rzeczy i faktów znienawidzonych”.
- Pomyśl, jak
się mogę czuć, z góry wykluczając: a) obłędne zadowolenie, b) beztroskę, c)
szczęście?
- Kiepsko.
- No właśnie
- uciął, przesiadając się przy tym na niski pagórek obok wiecznego dębu. Przy
zaciśniętych powiekach usilnie powtarzał sobie w myślach by ta chwila nie była
momentem słabości, szczególnie, że nie jest sam. Boleśnie wbijał paznokcie we
wnętrze swoich dłoni. Głęboki oddech. Załamanie. Łza.
- Nie chowaj
się przede mną, nie jestem ci wrogiem. - Powiedział Drefan, siadając tuż obok.
Ludzie są
głupi. Wolą okłamywać samych siebie, niż pogodzić się z tym co już jest.
Są głupi, bo wolą wierzyć w kłamstwo, bo
chcą, żeby to była prawda, albo też dlatego że boją się tego, iż to może być
prawda*.
- Wiesz,
Drefan, bardzo często zastanawiam się, czym zawiniłem, że los odebrał mi moje
serce. - Szepnął w przestrzeń, mając przy tym nadzieje, że lekki wietrzyk
poniesie drżenie jego głosu tam, gdzie nikt nie dosłyszy cierpienia. - Boję się
tego, co się ze mną stanie, a jedynym ukojeniem jest dla mnie autodestrukcja.
Nie żyję, egzystuję. Nie czerpię żadnych przyjemności, żadnych satysfakcji.
Sprawiam ból, bo denerwuje mnie, że ktoś inni jest szczęśliwy. Zatracam się w
marnej idealizacji własnego istnienia, tylko że… zgubiłem siebie po drodze. A
wiesz, co jest najgorsze? Że temu wszystkiemu przygląda się Jared. Nieświadomy
tragedii, jaka go otacza. Dziecko, niczym nieskalane, straciło wszystko, nim
zdążyło zyskać. Powiedz, czy to jest choć trochę sprawiedliwe?
Drefan nie
potrafił odpowiedzieć. Z podziwem przyglądał się najlepszemu przyjacielowi, ale
też bólem, ponieważ jego niemoc trafiała i w jego serce. Z westchnieniem
przesiadł się na wprost Scorpiusa, zmuszając go tym samym, by na niego
spojrzał.
- Zrzucanie
winy na siebie w niczym ci nie pomoże, szczególnie że wina nie leży po niczyjej
stronie. Nie obawiaj się przyszłości, bo ja, jako twój przyjaciel, sprowadzę
cię na właściwy tor, kiedy zaczniesz iść w złym kierunku. Nie powiem, że będzie
dobrze, bo póki co nie będzie, ale może się polepszyć, jeśli tylko pozwolisz,
żeby tak się stało. Wierzę w ciebie. Wierzę, że jesteś silny, jeśli nie dla
siebie, to dla brata. Ocknij się i nie żyj przeszłością. Skup się na tym, co
jest teraz, żyj chwilą. Nie zaprzątaj sobie głowy tym, co nieistotne. Zrób
miejsce dla samego siebie, nie dla cienia, który w tobie siedzi…
Słowa
docierały do niego powoli, a on równie mozolnie je analizował. Stracił swoją
wolę, stracił sens.
Nie wiedział
co będzie.
- Dzięki,
Zabini. Nawet nie wiesz, jak dobrze jest mieć takiego kumpla przy sobie.
Gwieździsta
noc i pełnia księżyca sprawiały, że dwór Malfoy Manor emanował niesamowitą
aurą. Srebrzyste światła przeglądały się w licznych oczkach i strumykach
przepływających przez piękny ogród posiadłości, a budzące się do życia nocne
sowy pohukiwały mądrze w noc.
- Opowiedz mi
jak jest w Hogwarcie… - szepnął mały chłopiec, bujając lekko nogami na
drewnianej huśtawce.
- Pytasz o
Hogwart, hm… Nie chcesz przeczekać jeszcze tych paru dni i samemu się
przekonać?
- Nie, chcę,
żebyś mi opowiedział - powiedział stanowczo Jared, choć w jego przypadku
brzmiało to nieco zabawnie. Scorpius roześmiał się lekko i potargał mu jasną
czuprynę.
- W zasadzie
nie wiem, od czego mógłbym zacząć. Pamiętam, że jak pierwszy raz minąłem mury
zamku poczułem się spokojnie i pewnie, a jednocześnie byłem oczarowany i na
pewno chodziłem z rozdziawioną buzią. Było i jest w nim coś, co pozwala
zapomnieć o problemach i poczuć się spokojnie, niemal jak w domu….
- Niemal jak
w domu? Czyli też rozstawiasz wszystkich po kątach i burzysz się o byle co? -
wtrącił malec z przekąsem, za co dostał w głowę od brata, ale razem się na to
tylko zaśmiali i Scorpius mówił dalej.
- Bardzo
często wymykam się na nocne eskapady, spaceruję po błoniach, czy też czasami,
choć nie zawsze, udaję się do Zakazanego Lasu, gdzie NIE WOLNO się samemu
zapuszczać, szczególnie takim małym zbójom jak ty, więc jak tylko się dowiem,
że tam poszedłeś, to osobiście się z tobą rozprawię. - Dobitnie zaznaczył swoją
wypowiedź. Martwił się o tego małego hultaja, który w końcu był jego jedynym
rodzeństwem. Poza tym był pewny, że gdyby coś mu się stało, nie przeżył by tego
„tak dobrze”, jak w tej chwili przeżywał śmierć matki. Ale musiał być przecież
silny, właśnie dla niego.
Pomiędzy nimi
zapadła cisza. Starszemu Malfoyowi zabrakło słów, kiedy uczucie kującej tęsknoty ogarnęło jego ciało. Pustym wzrokiem
zapatrzył się w niewyraźną przestrzeń, chwilowo zapominając o trudnej rzeczywistości.
Czy jego Anioł Stróż czuwał nad nim? Czy dodawał mu otuchy? Czy to on trzymał
go przy życiu?
„Anioły
kłamią by utrzymać kontrolę” - pomyślał.
Spuścił wzrok
by spojrzeć na małego Jareda. Widok łez, tak słonych i gęstych spływających mu
po chudych policzkach otrzeźwił jego umysł. Chciał lub nie, ale musiał
przyznać, że cierpienie braciszka sprawiało mu niepojętą mękę.
- Nie płacz,
mały, faceci nie płaczą - rzucił żartobliwie, w nadziei że na jego twarzy
błyśnie chociaż mały cień uśmiechu.
- Chcę do mamy…
- wydukał między spazmami nabierającego na sile szlochu. Słowa pomieszane z
łzami były jak sztylety, wżynające się w każdy, nawet najmniejszy zakamarek
ciała.
- Wiem, mój
mały elfie, wiem…
Jego szept
wydał się taki łagodny i cierpliwy - kojący. Z lekkością wziął brata na ręce,
przytulając jego czółko do swojego policzka. Czując, jak bardzo sylwetka Jareda
robi się bezwładna, wydał z siebie zduszony okrzyk, przepełniony gehenną i
wyrazem niesprawiedliwości. Obrazy niedawnej przeszłości wróciły, napierając na
niego nagle i bez ostrzeżenia. Ostatkiem sił skierował się do domu, by położyć
brata w bezpiecznym miejscu. Nikt prócz niego nie wiedział, że tamta noc była
przełomem, a złamane serce Scorpiusa Malfoya już nigdy nie miało się złączyć…
~*~*~
*Miecz Prawdy: Pierwsze Prawo Magii
No i jest pierwszy rozdział. Mówiłam - nie oczekujcie ode mnie nie wiadomo
czego, bo nie jestem mistrzem pióra vs. klawiatury. Przez ten tydzień
naczytałam się tylu zajebistych opowiadań, że z jednej strony dały mi one
motywację do napisania czegoś swojego, a z drugiej zdołowały własnym
beztalenciem. Miałam go nie dodawać i poczekać jeszcze trochę, ale nie mogłam
się powstrzymać. Jest trochę rzeczy niezrozumiałych, ale właśnie o to mi chodzi
- muszę mieć przecież co rozwijać w dalszych rozdziałach :))
A i dziękuje chociaż dwóm życzliwym osobom za wyrażenie swojej opinii pod prologiem.
Dobrej nocy, Dakra.
A i dziękuje chociaż dwóm życzliwym osobom za wyrażenie swojej opinii pod prologiem.
Dobrej nocy, Dakra.
Ojej, aż nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że mnie tym rozdziałem zachwyciłaś? Czy to odpowiednie słowo? Chyba dosyć małe, żeby wyrazić moje uczucia, ale żadne lepsze nie przychodzi mi do głowy, więc to musisz mi wybaczyć.
OdpowiedzUsuńZauroczyły mnie Twoje opisy. Są... doskonałe. Idealnie pozwalają wpasować się w atmosferę. Tak, jak w prologu zachwyciły mnie testrale, tak tutaj jestem oczarowana dokładnością, prostym językiem, ładnymi porównaniami. Cały rozdział wydał mi się tak cholernie smutny, ale utrzymany w doskonałym klimacie. Wielu rzeczy trzeba się domyślać, ale to wszystko jest na plus, bo najlepsze są te opowiadania, które czytelników zmuszają do analizowania i myślenia. Wyszło Ci to znakomicie.
Scorpius Malfoy... Po przeczytaniu tego rozdziału wydaje mi się skrzywdzony przez los, nieszczęśliwy i zagubiony we własnym życiu, a z drugiej strony odebrałam go jako dobrego starszego brata, troszczącego się o swoje rodzeństwo. Nie wiem dlaczego, ale mnie to wzruszyło.
Aż nie wiem, co powiedzieć więcej. Czekam z niecierpliwością na rozdział drugi :)
Pozdrawiam serdecznie!
PS: Tak tak, bardzo proszę, żebyś mnie informowała o nowościach!
Ty jesteś chyba nie poważna? I Ty uważasz, że jesteś beztalenciem? Proszę Cię, nawet nie wiesz, jak bardzo byłam oczarowana tym rozdziałem ^^. Opisy są po prostu swietne,aż Ci ich normalnie zazdroszczę :).
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo tajemniczy, a przez to cholernie wciągający. Co prawda, przez pierwsze kilka akapitów byłam nieco zdezorientowana, ale to pewno po wczorajszej imprezie u kolegi na urodzinach.. hah :D
W każdym bądź razie, rozdział wyszedł Ci naprawdę rewelacyjnie - i to nie są słowa bezmyślnie napisane.
Poza tym, podoba mi się to, w jaki sposób przedstawiasz Scorpiusa i jego przyjaciela Drefana. I jeszcze mały Jared... boże, on jest słodki :). W ogóle, końcówka strasznie mnie rozczuliła. A ten moment, kiedy z szeregu wyszła ta dziewczyna - wprowadził jakieś napięcie... albo tak mi się wydawało ;p.
Heh, jak ja się cieszę, że jednak dodałaś go wcześniej ^^.
Ciepło pozdrawiam! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOh piszesz cudowne opisy! Normalnie je uwielbiam. Piszesz naprawdę ładnie, a przynajmniej ja tak uważam. Po za tym nie myśl, że ty nie potrafisz bo zawsze bardziej podoba nam się to cudze, ponieważ do swojego jesteśmy bardziej krytyczni. Też tak mam ;P
OdpowiedzUsuńTen pierwszy rozdział z początku wydawał się dosyć mroczny. Ciekawa jestem jak rozwiniesz tą historię, co będzie się dziać. Na pewno będę wpadać i czytać.
Pozdrawiam, dodaję do linków.
[zmienicprzeznaczenie.blogspot.com]
Zacznijmy od tego, że nigdy nie byłam wielką fanką nowego pokolenia. Nie wiem czemu, ale zawsze komunikuję to na każdym blogu o takiej tematyce, zanim zaczynam czytać. A potem czytam. Lubię wyzwania.
OdpowiedzUsuńHm, Twoje opisy są pełne tajemnic. Nic wprost, wszystko zaciemnione. W sumie prawie do końca nie byłam pewna, czy piszesz o Scorpiusie, czy może jeszcze o Draconie. Lubię Malfoyów. To takie wyraziste postaci. I podoba mi się, że u Ciebie Scorpius ma młodszego brata. Nie wiem czemu, ale na wszystkich blogach to zawsze jest rok, dwa lata młodsza siostra.
Zaitrygowało mnie to wtrącenia z Aniołem. Nie wiem, czy masz zamiar wprowadzić prawdziwego Anioła, czy jest to tylko taki zabieg, metafora najlepszego przyjaciela, ale zaryzykuję. Od jakiegoś czasu tematyka "anielska" jest mocno przeze mnie pożądana.
Tu byłam, roku pańskiego dwa tysiące dwanaście.
Pozdrawiam.
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZnów wzięłam się za dokładniejsze czytanie bloga i postanowiłam napisać bardziej uczciwy i szczery komentarz od poprzedniego.
Opowiadanie wyróżnia się na tle tych spotkanych przeze mnie do tej pory jakże wielu innych.
Opisujesz w nim dużo mroku i emocji, których bym się nie spodziewała.
Zaskoczyłaś mnie również pojawieniem się Anioła tym bardziej że wykorzystałas moją taktykę w nowej historii;d - (niezły przypadek) ale jestem ciekawa jak go pokażesz czy tak samo jak ja jako tajemniczą postać czy może takiego bardziej prawdziwego anioła z dobrymi uczynkami itp... ...
W ogóle sam pomysł dla mnie jest naprawdę dobry... młody Scoprius mający brata?
Niespodzianka kolejna i ach Malfoyowie (wręcz uwielbiam Dracona i w ogóle)
już wcześniej dodałam jeden komentarz ale teraz bo dokładniejszym przeczytaniu stwierdzam że chce być powiadamiana o nowych rozdziałach na http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com